Witamy na Białorusi! Rzeka Bug. Po lewej strona polska (Terespol), a po prawej białoruska (Brześć).
Jedna z brzeskich ulic (widać tutaj, w jakim stopniu Białoruś jest
porządnie utrzymana)
Piękna, secesyjna brama na (hmm... ichniejszych plantach).
Pomnik, przedstawiający 6 postaci, zaraz za wyżej pokazaną bramą - super!
Zegar pokazujący godzinę zachodu słońca (tam czas jest godzinę późniejszy w stosunku do polskiego)
"Tańczący ludzie" (tytuł wymyślony na szybko) przed restauracją i hotelem InTourist. Dalej w Brześciu.
Jedna z cerkwi (chyba nawet pw. św. Symeona?)
Ja (w szarych spodniach i bluzce) opieram się o rosyjski czołg z II wojny światowej ;-).
Park w najbliższym otoczeniu twierdzy brzeskiej.
Tereny przy ujściu Muchawca do Bugu. W tle ciekawa cerkiew (Białoruś to kraj prawosławia).
Pokój w motelu (to już następnego dnia, a przyjechaliśmy o 1 w nocy ;-)).
Róże w Zaosiu - miejscu urodzenia Mickiewicza.
Ogródek w otoczeniu skansenu w Zaosiu.
Jeden z budynków należących kiedyś do rodziny Mickiewiczów (tak miała na nazwisko nasza przewodniczka w Smoleńsku ;-D)
Wnętrze dworu w Zaosiu.
Jeden z ciekawych mebli - kredens w dworze (podobny chciałbym mieć w domu). Marzenia (ehhh...) :-D
Toaletka, obrazki i część pieca w dworze (który mi się bardzo podoba).
A teraz coś "ichniejszego" - samowar. Służył do zaparzania mocnej, czarnej herbaty. Przy okazji, na Wschodzie herbatę przyrządza się ciekawie, bo się... nie słodzi. Jeśli chcesz się napić słodkiej - wkładasz do ust cukier i popijasz gorzkim. Ale ja mimo wszystko wolę żółtą lurę z pół kilo cytryn... ;-)
Altanka przed skansenem (do mojego ogrodu byłaby super!). A sam kompleks... położony na końcu bocznej, asfaltowej drogi (w Polsce nie ma raczej co liczyć na to, żeby boczna droga była dobrej jakości).
Trzy nogi trzech uczestników wycieczki: ja, mama i moja siostra. Która noga jest czyja - zgadnijcie! :-)
Otoczenie skansenu (fajnie by było mieć u siebie coś takiego! Kwiatki bardzo ładnie pachniały, a cały skansen świetny*!)
*Uwaga! Dyrektor obiektu, mieszkający tu na stałe, potrafi bez przerwy gadać przez 3 godziny. Nie przesadzam!
I na koniec... aparat vs. iglak! Żartowałem. Ujęcie drzewa "od igły" (takie niestandardowe).
Godzinę po tym ostatnim zdjęciu będziemy nad jeziorem Świteź. Ale to już w następnej części (przygotujcie się na co najmniej 20 zdjęć; tu było 18).
S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz