Robienie KGP szło mi ostatnio dość ciężko. Po Lackowej we wrześniu i sylwestrowym wypadzie na Łysicę, przez dobrych kilka miesięcy nie dodałem żadnego nowego szczytu do korony. Po pierwsze dlatego, że tegoroczna zima była dość intensywna narciarsko - zamiast chodzić po górach (bo póki co nie dorobiłem się raków), aż do marca uskuteczniałem zjeżdżanie ze słowackich i francuskich stoków. A po drugie - gorczański Turbacz chyba mnie nie lubi, bo ile razy jechałem do Nowego Targu, żeby go zdobyć, tyle razy miałem 40 minut czekania na busa do początku szlaku. A znaczna część koronnych szczytów była w Sudetach - z Krakowa to zawsze nie po drodze.