Wstajemy o 11.30 (przez większość roku to będzie nasz podróżniczy rekord lenistwa!!!) i niestety - żegnamy się z Zającówką i Paszkowem. Czas niestety wracać do domu, jutro już nie ma wolnego...
Żeby jednak nie było zbyt prosto - postanawiamy poszukać Solnej Jamy (której nie znaleźliśmy wcześniej) po raz drugi. I znajdujemy ją - idzie się od ruin zamku niebieskim szlakiem. Ale my, utrudniając sobie życie, zostawiamy auto w Różance i idziemy najpierw przez połoninę, później przez las i na końcu przekraczamy potok o wdzięcznej nazwie Gołodolnik ;)
Jaskinia jest, szczerze mówiąc, niewielka (długość jakieś 50 metrów), niska i stroma. Ale jej zwiedzanie jest fajne, tylko trzeba mieć latarkę i mocno się schylać.
Akurat, kiedy przychodzimy, na "frontową ścianę" jaskini (zaznaczone czerwoną strzałką) wspina się dwóch facetów, my po krótkiej obserwacji ich, udajemy się do środka.
Wyżej napisałem już, że wnętrze jaskini jest strome i niskie - trzeba było się naprawdę mocno schylać i mieć latarkę. Po niedługim pobycie (jakieś 10 min) w środku, wracamy tą samą drogą do auta. Jest już godzina 14.30, świeci piękne słońce. Postanawiamy udać się do domu, ale, żeby było ciekawiej, przez Czechy.
Jedziemy przez Kraliky, Sumperk, Rymarov, Bruntal i Krnov. W okolicy Sumperka oglądamy zachód słońca, a przed Krnovem zajeżdżamy na "obiad" w miejscowości Brantice (godzina 17, więc już ciemno). Śmierdzi papierosami, ale zamawiamy, jemy, oglądamy skoki narciarskie, da się żyć :). Granicę przekraczamy w Krnovie i... Polska! Trasa aż do Mysłowic mija bez większych emocji. W Mysłowicach na autostradzie zagapiamy się i mijamy zjazd na obwodnicę śląską... ostatecznie z autostrady zjeżdżamy w Chrzanowie, płacąc za przejazd 8 PLN. W Wolbromiu (tam wtedy mieszkałem) jesteśmy o 20. Było fajnie! :D
S.
Oryginalne zdjęcie pochodzi z tej strony. Modyfikacja ze strzałką jest już mojego autorstwa.
Super, dzięki za fajną inspiracje podróżniczą
OdpowiedzUsuńdzięki! i polecam się na przyszłość :)
Usuń