Po "nocy balatońskiej" (która notabene upłynęła pod znakiem zimna) zbieramy się około 10 - paradoksalnie wtedy było najzimniej na wyjeździe, a nam najbardziej chciało się spać (lodowata ziemia, ale dzień ciepły i słoneczny - nawet w okolicy Tokaju nie było tak zimno, a przypominam, że wtedy trochę padało, przynajmniej rano). Kąpiemy się jeszcze w Balatonie
- woda zielona, dno pełne mułu (w mojej ocenie przypominało, za przeproszeniem, rzadką kupę) - nie polecam (ale może to tylko w Keszthely?) Idziemy zapłacić za camping - pełno Niemców, cała procedura zajmuje godzinę i dowiadujemy się, że nocleg kosztuje... 19 euro, słownie: DZIEWIĘTNAŚCIE! (ok. 76 zł). Ostatecznie z miasta wyjeżdżamy o 12.00 - chcemy wykąpać się w termach w Heviz, ale... pełno zachodnich turystów i do tego drożyzna - nie dla nas takie zabawy. Skoro Heviz nie wypaliło, to Tata wpada na pomysł, żeby pokazać mi stupę (był tam parę miesięcy wcześniej, w maju). Miejsce bardzo ciekawe i mało znane. Jest też pewnego rodzaju rekordem - bo to największa stupa w Europie!
Po stupie jedziemy jeszcze na zamek Sumeg - piękny, ale zdjęć nie mam (przy okazji trwa turniej rycerski z pokazem strzałów z broni czarnoprochowej). Wejście dość drogie (ok. 45 zł/osoba), ale warto. Przy okazji natykamy się na jedyną węgierską csardę (restauracja węgierska), ale nie pozwalamy już sobie na takie burżujstwo. ;)
Jedziemy przez Papa (kolejny przystanek) - camping, na którym zatrzymał się Tata (KJU z forum transalpa) w czasie majówkowego wyjazdu na Madziary. Właściciele od razu sobie przypominają o tym wyjeździe (zlotorajd motocyklowy MTR 2014) i dają colę + zupę rybną za free, sami z siebie :). Ludzie są jednak dobrzy - uwielbiam przełamywać stereotypy :D.
Za Papa kierujemy się na północ - do Komarom. Jemy lody za ostatnie forinty i przekraczamy granicę na Dunaju. O 18 jesteśmy na Słowacji!
Przejeżdżamy w kierunku Nitry, ale wcześniej zamawiamy kebab z frytkami (w zestawie, kebab nie jest w bułce). W Nitrze znajdujemy się o 19.30 - postanawiamy jechać w kierunku Polski. Jedziemy przez Topolcany, Partizanske, Prievidzę, Rajec i Zilinę (w Partizanske kupujemy Studentską i Zlatą Studnę - nasi słowaccy bracia wymyślili wodę o smaku... granatu (!!!), a w okolicy Prievidzy proponuję nocleg, ale temperatura wynosi ok. 6 stopni) - aż o północy docieramy na granicę w Zwardoniu (na granicy zasypiam). Bez większych komplikacji, w domu jestem o godzinie 3.30 nad ranem, 18 sierpnia.
S.
0 komentarze:
Prześlij komentarz