Lwów planowaliśmy już od dawna - najdawniejsze plany są... z 2011 roku. Inna sprawa, że były to plany typu "Musimy kiedyś pojechać!". No i pojechaliśmy... 3 lata później ;)
Na początek kilka liczb:
- 4 dni (30 XII - 2 I),
- ok. 400 zdjęć (+ zdjęcia Taty),
- 3 noclegi,
- pierwsze w moim życiu spanie w zimie w samochodzie,
- łącznie 3 godziny na granicach,
- niezliczone dziury na ukraińskich drogach,
- 3 uzupełnienia FB,
- pierwszy sylwester za granicą,
- najlepsze zdjęcie 2014,
- 3. zimowy wyjazd zagraniczny (i 2. zimowy w pełni zagraniczny)
- pierwsze (nieudane) szukanie hostelu.
Można by tak jeszcze długo liczyć... no generalnie wyjazd można podsumować tak: "krótki, ale świetny!" - bo taki był (mimo, że byliśmy w wielkim mieście, to nie czuło się wielkomiejskości). No i do tego był na Ukrainę, a to... no, generalnie czyni go jeszcze fajniejszym :)
Wcześniejsze plany
Przed pomysłem na Lwów, były różne plany... np. styk granic Polska - Czechy - Słowacja (o którym będzie mowa przy okazji relacji z Beskidów), Bieszczady i Libuchora (tak, ta sama, którą opisał jesienią mój Tata), Węgry czy nawet Rumunia i Mołdawia (które jednak odpuściliśmy). No i wyłonił się Lwów. Nie żałujemy, było fajnie! :D
Wyjazd oceniam: 95/100 (parę punktów odjęte za to, że był tak krótki, ale... ogólnie super!).
S.
0 komentarze:
Prześlij komentarz