29 czerwca 2015

Eksperyment podróżniczy - podsumowanie.

Jadąc do Włoch w ubiegłym roku, postanowiłem zrobić eksperyment podróżniczy - mianowicie pojechać na 2 wycieczki zorganizowane i odbyć 2 niskobudżetowe podróże "normalne" (tj. bez biura) - po prostu, żeby porównać te formuły wyjazdów (co nie znaczy, że te wyjazdy były tylko dla eksperymentu! Jechałem tam też, żeby zobaczyć nowe miejsca). Ale może najpierw o tym, jakie państwa odwiedziłem w ramach tego eksperymentu:


No i co mi wyszło z tego eksperymentu?

Wyjazdy bez biura są moim zdaniem zdecydowanie lepsze.

Po pierwsze - samemu można gdzieś zmienić plany, jest swoboda. Z biurem turystycznym... no cóż, autokar zatrzymuje się wszędzie na chwilę, szybkie zwiedzanie miejsc "must see"/"must have" i kolejne miejsca - zwykłe zaliczanie.

Po drugie - bez biura jest znacznie taniej. Podróż dookoła Węgier kosztowała nas jakieś 700 PLN na głowę (wliczając paliwo i wszystkie wydatki, to daje 87,5 PLN/osoba/dzień; połowa, jak nie więcej z tego to paliwo). A np. taki Petersburg z biurem to już 3000 PLN/osoba (to już 375 PLN/osoba/dzień), Włochy - 2800 PLN/osoba (czyli tyle co Petersburg, odejmując wizę, bo do Włoch jej nie potrzebujemy; 350 PLN/osoba/dzień). Wszystkie te wyjazdy trwały 8 dni. Po co przepłacać trzy razy?

Po trzecie - nie oszukujmy się, na własną rękę lepiej się zapamiętuje. Przykładowo, lepiej pamiętam wychodzenie na górki przy Trasie Transfogaraskiej, niż to, jak wyglądał który kościół we Włoszech. Po prostu na wycieczkach z biurem jesteśmy bombardowani natłokiem informacji, które do niczego się nie przydadzą (bo ich nie zapamiętamy). W 90% przypadków nie wiemy, co fotografujemy...

Po czwarte - z biurem nie ma możliwości bliskiego obcowania z krajem, widzimy tylko to, co pokazuje przewodnik - a jadąc sami, możemy swobodnie porozmawiać z lokalnymi mieszkańcami, zboczyć z trasy, zostać gdzieś dłużej, zobaczyć jakieś mało znane miejsce... itd.

Co dalej?

Po eksperymencie już wiem, że niskobudżetowe podróżowanie na własną rękę to jest "mój styl". Po objeździe Węgier byłem bardzo zadowolony, znacznie bardziej, niż po Włoszech/Petersburgu (i moja pasja podróżnicza jeszcze bardziej się rozwinęła). Oczywiście dalej będę niskobudżetowo podróżować na własną rękę, bo wiem, że warto!

S.

PS. Wiem, że są ludzie, którzy będą woleli zapłacić nieprzyzwoite pieniądze za wycieczkę z biurem, żeby tylko pojechać na wakacje, nie musząc się o nic martwić. No trudno... świat byłby nudny, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami.
Share:

20 komentarzy:

  1. Ja też nie przepadam za wycieczkami zorganizowanymi, ale jeśli wczasy to raczej z biurem. W wycieczkach zorganizowanych denerwuje mnie szybkość zwiedzania i napięty program, dlatego wolę zwiedzać sama. Tylko z drugiej strony jakieś większe podróże czy wycieczki objazdowe na własną rękę i tak u mnie na razie odpadają, bo ani ja ani mój partner nie mamy prawa jazdy, a poruszanie się komunikacją często jest bez sensu, połączenia są nieciekawe, drogie i mało komfortowe. Dlatego jeśli wybieramy się gdzieś pozwiedzać, to siedzimy raczej w obrębie jednego miejsca/miasta, nie mamy możliwości objechać całego kraju tak żeby warunki nam odpowiadały. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) można i tak - ja w ogóle nie jeżdżę na wczasy, tylko objazdówki na własną rękę. Inna sprawa, że w niektórych przypadkach komunikacja publiczna potrafi być fajna. A np. jakie miasta zwiedzacie?

      Usuń
    2. Na razie zwiedziliśmy niewiele. Pragę, Berlin, trochę Słowację. W poprzednich latach jeździliśmy zawsze w góry, przeszliśmy praktycznie całe wysokie tatry od strony Słowackiej, chodziliśmy też po naszych górach w Zakopanem, Kudowie Zdrój, Karpaczu i kilku innych. Stwierdziliśmy jednak, że góry nam się znudziły i dopiero zaczynamy podróżować gdzieś dalej. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda nam się zwiedzić Paryż, ale też pojechać na wczasy na Wyspy Kanaryjskie albo gdzieś, gdzie jest po prostu ciepło, mają luksusowe hotele z pełnym wypasem i świetną ofertę all inclusive, bardzo nam się spodobała taka forma wypoczynku, gdy byliśmy w Grecji.
      Nie możemy też podróżować za często, bo jeszcze nie mamy wystarczająco dużo kasy. Ale wiadomo, kasa to kwestia czasu. Wiem, że można podróżować tanio, jednak my wolimy dopłacić i spać właśnie w ładnym hotelu i niczego sobie nie odmawiać. Wolimy rzadziej, a w lepszych warunkach. :)
      Najważniejsze to wiedzieć co nas zadowala w podróżach i jeździć tak, by osiągnąć pełną satysfakcję. :)

      Usuń
    3. Nawet fajne te Wasze destynacje ;) (przyznaję się bez bicia - nie byłem w Berlinie). Nie jest fajne, to co fajne, tylko to, co się komu podoba, trzeba podróżować zgodnie ze sobą. Z ostatnim zdaniem zgodzę się w 100% :)

      Usuń
  2. Zdaję sobie sprawę, że na pewno jechać na własną rękę jest dużo taniej, jak już piszesz wyżej, ale jednak trzeba mieć trochę odwagi i zorganizowania. Oczywiście, że w przyszłości chciałabym już jeżdzić sama, ale na razie - bez prawa jazdy i dobrego angielskiego, wolę się trzymać biur i nabyć trochę doświadczenia w podróżach międzynarodowych ;) I jak już się ogarnę to wtedy będę jeździć samotnie do woli :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba przede wszystkim się przełamać :) co do angielskiego - ja na swoim poziomie (najwyżej A2) potrafiłem się w miarę dogadać w Rumunii... Trzymam kciuki, również za to, żebyś jak najszybciej miała prawo jazdy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucz się Szymon języka (-ów) :) - samodzielne podróżowanie jest jeszcze fajniejsze jeśli nie tylko jesteś się w stanie w miarę dogadać, ale po prostu swobodnie porozmawiać :)

      Usuń
    2. Uczę się (9 lekcji w tygodniu) i uważam za jedne z ważniejszych przedmiotów w szkole! :) A zresztą zawsze jest fajnie po prostu pogadać, a nie tylko się porozumieć.

      Usuń
    3. Ale to chyba musisz wyżej być niż na A2 skoro tyle godzin w tygodniu?
      (swoją drogą to sporo :) )

      Usuń
    4. 5 lekcji ang. i 4 hiszp. (od roku, kiedy zacząłem chodzić do gim). W podstawówce 3 angielskie i 1 niemiecki, oba na średnim poziomie, wtedy nie umiałem ich w ogóle :/ ale teraz zacząłem trochę podnosić - angielski A2/B1, a hiszpański A1/A2. A niemieckiego dalej nie umiem i nie znam ;)

      Usuń
  4. Nasze nawyki podróżnicze ewoluują razem z nami. Inaczej podróżuje sie samemu, z małymi dziećmi, czy z grupa przyjaciół. Przez 16 lat pracowałam w "produkcji" trzech dużych TO w Paryżu i tzw klient typ czymprodukt typ po prostu nie istnieje.

    Moskwa i Petersburg to miasta, do których wysłałam kilka tysięcy Francuzow .... Dla osób bez znajomosci języka prościej jest pojechać na rejs, na objazdowke czy na pobyt ze zwiedzaniem. Czasami klienci kupowali pobyt z lotami i na miejscu sami jedli i zwiedzili. Ci bardziej obrotni dawali sobie radę, ci mniej - No cóż często przeplacali. Specyfika Rosji.

    W innych krajach łatwiej jest sie samemu zorganizować , ale naturalnie znajomość języków ułatwia nam dostęp do informacji juz na miejscu.

    Zreszta .... Ja sama prywatnie jeżdzę wszędzie sama :) No, powiedzmy ze jedynym wyjątkiem sa rejsy rzeczne czyn morskie.
    Ale juz na weekendy, czy inne wypady sama kupuje lowcosty albo jedziemy samochodem . Warto tylko mieć ze sobą choćby tablet lub smartfon i połączenie 3G lub wifi... Wówczas można np dać sie zlokalizować i znaleźć nocleg ze zniżka w ostatniej chwili....

    25 czerwca pisałam u siebie na blogu o wakacyjnych zwyczajach Francuzow. Jesli kogoś to ciekawi to zapraszam :)
    Nika

    Notatkiniki.blogspot.fr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Petersburg to akurat był przykład. Bez znajomości języka naprawdę się da... ale niektórzy wolą sobie ułatwić życie i przepłacić - ludzie są różni. Ja też jeżdżę sam (tj. bez biura). Na swoje wyjazdy biorę telefon, mój Tata (z którym jeżdżę) - laptopa. I wszyscy zadowoleni... tylko Wi-Fi trzeba złapać. A to w takiej np. Mołdawii nie jest proste ;)

      Fajny ten Twój wpis, ciekawe doświadczenia. :)

      Usuń
    2. To nie tyle kwestia ułatwienia sobie życia, ile spokoju. Mi by nie przyszło do głowy ułatwiać sobie życie, bo lubię przygody. Ale co innego to, a co innego jechać np. na Węgry, gdzie z angielskim bywa różnie, a węgierskiego, rzecz jasna, nie znam. Do Pragi jechałem bez obaw - blisko i praktycznie Polak zrozumie z 70 % komunikacji w czeskim, a po przeczytaniu słowniczka, broszurek podróżnych, tabliczek, reklam, menu, rozmówek nawet i 90 %. Co innego na Węgrzech - ani nie znam za dobrze angielskiego, a nawet jeśli, to nie wszędzie idzie się dogadać.

      Usuń
    3. Zawsze polecam kupowanie rozmówek, np. z PONS-a. Na Węgrzech na szczęście poprawiło się z angielskim i teraz można się już raczej dogadać, nawet na moim poziomie (A2/B1). :)

      Usuń
  5. Amen, zdecydowanie jestem zwolenniczką układania i organizowanie podróży własnoręcznie. Trochę z tym więcej roboty w domu przed wyjazdem, ale ile radości! Nie ufać biurom turystycznym nauczyłam się w szkole, bo szkolne wycieczki to było zło wcielone, a i tak zapamiętywało się najlepiej wieczory łobuzowania po hotelu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) na mojej ostatniej szkolnej wycieczce chyba najlepiej zapamiętałem nocne gadanie z ludźmi. Najlepsze są i tak wycieczki bez biura, roboty wbrew pozorom wcale nie jest bardzo dużo :)

      Usuń
  6. Doświadczyłam zarówno wycieczek zorganizowanych jak i tych na własną rękę. Oczywiście te na własną rękę są ciekawsze, zawsze można zmienić plany i znaleźć tańszą alternatywę. Nie piętnowałbym jednak osób, które cenią sobie komfort wycieczek zorganizowanych, niektórzy po prostu cenią sobie dokładny plan dnia i rzetelną wiedzę jaką mogą zdobyć na takiej wycieczce. A są takie kraje, do których opłaca się bardziej jechać z biura podróży niż na własną rękę. Np. podróżowanie po Wenezueli jest bardzo drogie, noclegi i wyżywienie również, nie wspominając już o bezpieczeństwie, które jest zwłaszcza dla kobiet, nikłe. O dziwo, również podróżowanie po niektórych krajach Azji z biurem podróży może okazać się jeśli nie tańsze, to na pewno mniej czasochłonne.
    Także polecam wypróbowania obydwu modeli podróżowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypróbowałem oba modele ;) z Wenezuelą masz rację, bo tam nie da się pojechać do wielu miejsc bez przewodnika (np. parki narodowe) - jeszcze nie byłem, ale wiem to z "paragonu". Co do wiedzy... no tak, tylko niestety się nie zapamięta większości rzeczy (chyba, że ktoś ma naprawdę genialną pamięć). A o które kraje Azji chodzi? (z moich azjatyckich doświadczeń byłem tylko w Egipcie, Izraelu i Jordanii, właśnie z biurem - ale muszę jeszcze wrócić! Egipt i Izrael to były właściwie tranzytowe kraje, w tym pierwszym zwiedzaliśmy Sharm el Sheikh na własną rękę)

      Usuń
  7. http://nieustanne-wedrowanie.pl Polecam ten blog wloczykijow :) Podrozuja glownie po Polsce, ale i Paryz zaliczyli, teraz na Meksyk i Kube zbieraja. Wszystko niskobudzetowo i na ogol stopem..Pozdrawiam, Bogna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem ich już, mają fajnego bloga :) niskobudżetowe podróże są ciekawe, bo wszystko się może zdarzyć. A jak jeszcze interesująco się opisze - supersprawa! :)

      Usuń





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com