Kościeliska to też taki szlak, którym niby szedłem, ale dawno temu i nieprawda, zresztą w ogóle nie pamiętałem większości miejsc, poza jaskiniami - a samo przejście się jakoś zatarło. Wiem, że ambitność celu w sumie żadna, ale... czasem nawet fajnie jest przespacerować się taką Kościeliską ;)
No to startujemy! W Zakopcu jestem stosunkowo późno (9.20 - nie zdążyłem na autobus z Krakowa o 6.40), więc nie tracąc czasu, zmierzam na busa w kierunku Kościeliskiej. Wysiadam w Kirach (przystanek "Dolina Kościeliska") i... idziemy! Oczywiście najpierw 2,50 haraczu za wstęp.
W samej dolinie w sumie stosunkowo pusto, chociaż czerwiec, do tego weekend... ale już przy bacówce na Wyżniej Kirze Miętusiej jest jakaś wycieczka - i tak jest lepiej niż myślałem, nawet nie stoję długo w kolejce do kasy. Mijam Bramę Kraszewskiego (która kojarzy mi się trochę z Homolami), odejścia do Jaskini Mroźnej i na Stoły - w tej pierwszej już byłem i jakoś nie mam ochoty, bo szału w niej ni ma, a Stoły może kiedy indziej (chociaż podobno widoki z nich są zacne).
Na Pisanej Polanie widzę jakąś ścieżkę w lewo, ale jest groźna tabliczka zabraniająca wstępu, bo to koniec szlaku jednokierunkowego - na szczęście udaje mi się wymyślić, że to wąwóz Kraków. Tak samo chwilę później, podobna groźna tabliczka - zejście z Mylnej! W sumie to jestem trochę zaskoczony, zwłaszcza, że idę dopiero godzinę (chwilę później jest odbicie do jaskiń: Raptawickiej i Mylnej).
Ostatni odcinek, od tego skrętu do schroniska, niesamowicie mi się dłuży. Pojawiają się jakby mikro-górki, które są nieprawdopodobnie wkurzające - jakoś tak, po prostu mnie drażnią. Jeszcze 25 minut i... Kościeliska zaliczona! Siedzę na Hali Ornak, nie ma nie wiadomo ilu ludzi (chociaż ciągle ich przybywa), ale da się usiąść tak, żeby w miarę słabo słyszeć gadanie ;)
Nie jest jakoś strasznie późno, więc postanawiam iść sobie na Iwaniacką Przełęcz. Nie słyszałem, żeby ten szlak był jakiś bardzo trudny ani nic z tych rzeczy - po prostu podejście pod górę lasem (szlakowskaz pokazuje 1h 20 min, więc nic ponad moje możliwości). Szlak na Iwaniacką jest cichy, nie ma wielu ludzi, widoki umiarkowane - no po prostu taki zwykły, górski szlak, klimaty trochę jak na Babiej Górze (ale tylko trochę) - niby jest lesiście, ale ładnie, chociaż specjalnie wysokogórskich widoków nie ma.
Koło połowy drogi zawracam. Nie jest w ogóle trudno, nie czuję się też jakoś nie wiadomo jak zmęczony. Po prostu nie chce mi się dalej iść, nie mam ochoty - niby mógłbym dojść na przełęcz, ale zmuszać się to też bez sensu. I tym sposobem zaliczam wycof z Iwaniackiej Przełęczy, zawrotne 1459 m.n.p.m ;). Z drugiej strony nie chcę też kończyć na Hali Ornak (zwłaszcza, że pod schroniskiem jest sporo ludzi i gwar coraz większy), więc uskuteczniam spacer nad Smreczyński Staw. Trudności żadne, tylko trochę pod górę - ale jednak jestem zadowolony, kiedy staw wreszcie się ukazuje.
Smreczyński Staw jest naprawdę fajny. Kiedy przychodzę, jest tam jakaś rosyjska wycieczka i z 10 innych osób, ale zaraz co najmniej połowa z tej ekipy się oddala, a ja mogę podziwiać sobie jeziorko - no może nie w całkowitej samotności, ale za to w ciszy. Szczyty wyglądają stąd dość "solidnie", niby zwykłe zielone pagóry, ale są całkiem przypakowane, zresztą jednak widać, że to nie takie pagóry, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
Siedzę tam jakieś pół godziny - ale niestety, powoli trzeba wracać, jest już prawie 13... i stamtąd jeszcze półtorej godziny łażenia za czarnymi, a potem za zielonymi znakami. Droga powrotna wydaje się sporo krótsza (aha, zaraz jak zaczynam schodzić, wychodzi słońce. przypadeg? nie sondze ;) ), ludzi trochę więcej niż rano, zwłaszcza przy zejściu z Jaskini Mroźnej. W Kirach dobijam do 20 km i pakuję się na ostatnie wolne miejsce w busie do Zakopca.
No a potem to już tylko zatłoczony bus, Zakopane z klimatycznym dworcem, Szwagropol do Krakowa i pierwszy od dłuższego czasu korek na zakopiance (dojeżdżamy z 10 min opóźnienia).
Podsumowanie
Tak naprawdę nie wiem, czy żałuję wycofu z Iwaniackiej - z jednej strony fajnie byłoby zdobyć jakieś nowe miejsce, a z drugiej... łażing ma być przyjemnością, a nie zmuszaniem się.
A sama Kościeliska? Całkiem fajna. Co prawda za szeroko w niej nie jest (pomijam miejsca typu Wyżnia Kira Miętusia), ale fotogenicznie - ludzi też stosunkowo niedużo, no chyba że ja nie mam za wielkich wymagań ;) (a tak serio, to dopiero za tydzień pewno będzie pełno ludzi, w końcu długi weekend + w piątek otwarcie szlaków na Słowacji).
Może zainteresować Cię też:
Tatry - najwyższe góry w Polsce, przez dość długi czas rzadko były moim celem podróżniczym. Teraz podoba mi się tam w zasadzie tak bardzo, jak w różnych innych górach - zajrzyj tutaj, żeby zobaczyć moje tatrzańskie artykuły. A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
0 komentarze:
Prześlij komentarz