I naprawdę dało się to zrobić - po prostu Intercity wypuściło promocję na darmowe bilety dla osób poniżej 16 roku życia (a ja się jeszcze łapię), która obowiązywała 1 czerwca w każdym pociągu dalekobieżnym. No to kupiłem, a raczej dostałem w kasie, bilety na Pendolino Kraków-Gdańsk i z powrotem (normalnie bilet kosztowałby 200 złotych).
(recenzję i poradnik o Pendolino znajdziesz tutaj - nie chciałem się za bardzo powtarzać)
(recenzję i poradnik o Pendolino znajdziesz tutaj - nie chciałem się za bardzo powtarzać)
Za dwadzieścia szósta wsiadam do Pendolino - najpierw jedziemy do Warszawy. Niby znam trasę Kraków-Warszawa, ale i tak większość czasu oglądam widoki (góry to to nie są, ale też wyglądają całkiem spoko). Włoszczowa, Opoczno, Idzikowice, Grodzisk Mazowiecki... ogólnie droga mija dość szybko. Centralny jakoś pusty, spodziewałem się tłumów w pociągu (promocja pt. darmowe przejazdy dla młodzieży + zniżka 30% dla opiekuna jednak nie zdarza się codziennie).
Od Centralnego zaczyna się zupełnie nowy dla mnie odcinek. Stadion Narodowy, stare pociągi gdzieś w okolicach Wschodniego/Pragi, most na Narwi, płaskie jak stolnica okolice Iławy (muszę kiedyś tam pojechać, bo wyglądały sympatycznie)... gdzieś tam zaczynam się zastanawiać, czemu akurat w naszym wagonie jest tak mało ludzi - może 5 osób na krzyż. Tajemnica wyjaśnia się po chwili... w Iławie Głównej wsiada szkolna wycieczka, na oko gdzieś tak ok. 5-6 klasy podstawówki i zajmuje pół wagonu. No to koniec spokoju, całe szczęście jeszcze tylko godzina podróży.
Wysiadam na Gdańsku Głównym i tradycyjnie pierwsze kroki kieruję na starówkę. Najpierw wypadałoby zobaczyć te popularne miejsca (przed południem w czwartek raczej nie powinno być tłumów). Starówka niestety opanowana przez wycieczki szkolne w różnym wieku, na Długim Targu i nad Motławą pełno ludzi... tylko szybkie zdjęcia i trzeba stamtąd uciekać. Trochę myślę, że "co ja będę robić w Gdańsku 5 godzin, to przecież kupa czasu". Tere fere.
Kawałek dalej, na Mariackiej (o której słyszałem, że jest ładniejsza niż Długi Targ - nie wiem, ale na pewno jest bardziej klimatyczna) już mało ludzi - czyli nawet na starówce da się znaleźć spokojne miejsca (chociaż pewno w weekend tam jest masakra). No ale dobra, starczy już tej starówki, idziemy w stronę stoczni - w okolicach której chciałem znaleźć trochę mojego ulubionego klimatu.
Potem Poczta Gdańska. W sumie trafiłem tam przypadkiem - jest cicho, bardzo klimatycznie (co prawda nie we wschodnich klimatach, no ale jednak fajnie), plac z parkiem, gdzie nie było w zasadzie nikogo. Nie no, takie miejsca to ja rozumiem! :D
Podchodzę pod bramę z napisem "Stocznia"... no ale okazuje się, że to nie stocznia, tylko Europejskie Centrum Solidarności. Nic do tego nie mam, ale jednak w tej chwili nie do końca o to mi chodzi. Po prostu szukam prawdziwej stoczni, więc dosyć szybko opuszczam okolice Centrum - no ale co się odwlecze, to nie uciecze i po chwili zaczynają się już nieco fajniejsze miejsca. 20 minut później wchodzę na drewnianą kładkę nad torami. Naprzeciwko tej właściwej stoczni, widać nawet, jak budują statki :) kładka w części jest rozwalona, chyba nigdy wcześniej nie widziałem takich fajnych klimatów w Polsce. Dodatkowo część desek lekko się rusza, kiedy tam chodzę.
A potem Wrzeszcz. Chyba najbardziej męcząca dzielnica miasta, spośród tych, w których byłem. Głośno, atmosfera sporego miasta - średnio fajnie. Na szczęście dalej jest ciekawiej - między innymi rząd bloków przy Kościuszki - nigdy wcześniej nie widziałem takiego długiego bloku! Tam też trafiłem w sumie przypadkowo, bo wymyśliłem sobie, że "nad morze pójdę tamtędy".
No i w końcu morze w Brzeźnie. Przy dojściu do plaży oczywiście stoją stragany z badziewiem, jest też parę knajp - ale to są ostatnie tygodnie przed sezonem, jeszcze się nie rozkręciły. Na szczęście plaża jest super, prawie w ogóle nie ma ludzi, okolice nie wyglądają typowo jak polskie wybrzeże - ostatnio byłem tam w sezonie 4 lata temu i już raczej mi wystarczy (chyba że znajdę gdzieś jakąś plażę daleko od kurortów i chińszczyzny) - za to jest trochę tak jak koło Petersburga w ubiegłym roku.
Wychodzę jeszcze na molo - a co! ;) wieje tak, że nie słyszę swoich myśli, ale jest fajnie. Trochę jak na Babiej Górze, kiedy robiliśmy zimowy wycof (tak, czasami nawet morze kojarzę z górami). Potem to już tylko tak zwany leżing-plażing (niestety bez kąpieli, nawet nie chodzi o temperaturę wody, ale bardziej o to, że mógłbym nie zdążyć na pociąg powrotny), czasem trzeba, zresztą nie byłem na wybrzeżu 9 miesięcy.
Idę na przystanek tramwajowy. Nie mam już na tyle czasu, żeby iść 8 km na dworzec, a poza tym już dzisiaj przeszedłem 19 km (tak, dobrze myślicie - od wysiadki z pociągu cały czas poruszałem się na nogach). No i 1,90 poszło na bilet komunikacji miejskiej ;)
Na dworcu jestem o 16.30, 15 minut przed odjazdem ostatniego Pendolino do Krakowa (tym razem też jadę w jednym wagonie z wycieczką, ale aż do Warszawy). Aż żal jechać, było tak fajnie... Trójmiasto żegna mnie ładnym dworcem Gdańsk Główny, który trochę przypomina mi dworzec w Opolu. Pociąg mija Tczew z mostami, Malbork z zamkiem, Iławę, stolicę... 21.57 Kraków Główny, wjeżdżamy z paroma minutami opóźnienia - w podróży spędziłem 16 godzin.
Generalnie Gdańsk mi się spodobał. Chociaż początek nie był za fajny, to jednak kiedy odjeżdżałem, to żałowałem, że miałem tylko 5 godzin na zwiedzanie. Po dosyć słabym wstępie (nie ze względu na to, że starówka nie jest ładna - tylko bardziej dlatego, że jest na niej pełno ludzi), naprawdę dużo uratowały okolice Poczty Gdańskiej i stoczni, no i oczywiście wybrzeże - polska część Bałtyku poza sezonem jest super! A do Trójmiasta trzeba będzie jeszcze wrócić - poodkrywać jego inne części :)
Od Centralnego zaczyna się zupełnie nowy dla mnie odcinek. Stadion Narodowy, stare pociągi gdzieś w okolicach Wschodniego/Pragi, most na Narwi, płaskie jak stolnica okolice Iławy (muszę kiedyś tam pojechać, bo wyglądały sympatycznie)... gdzieś tam zaczynam się zastanawiać, czemu akurat w naszym wagonie jest tak mało ludzi - może 5 osób na krzyż. Tajemnica wyjaśnia się po chwili... w Iławie Głównej wsiada szkolna wycieczka, na oko gdzieś tak ok. 5-6 klasy podstawówki i zajmuje pół wagonu. No to koniec spokoju, całe szczęście jeszcze tylko godzina podróży.
Wysiadam na Gdańsku Głównym i tradycyjnie pierwsze kroki kieruję na starówkę. Najpierw wypadałoby zobaczyć te popularne miejsca (przed południem w czwartek raczej nie powinno być tłumów). Starówka niestety opanowana przez wycieczki szkolne w różnym wieku, na Długim Targu i nad Motławą pełno ludzi... tylko szybkie zdjęcia i trzeba stamtąd uciekać. Trochę myślę, że "co ja będę robić w Gdańsku 5 godzin, to przecież kupa czasu". Tere fere.
Kawałek dalej, na Mariackiej (o której słyszałem, że jest ładniejsza niż Długi Targ - nie wiem, ale na pewno jest bardziej klimatyczna) już mało ludzi - czyli nawet na starówce da się znaleźć spokojne miejsca (chociaż pewno w weekend tam jest masakra). No ale dobra, starczy już tej starówki, idziemy w stronę stoczni - w okolicach której chciałem znaleźć trochę mojego ulubionego klimatu.
Potem Poczta Gdańska. W sumie trafiłem tam przypadkiem - jest cicho, bardzo klimatycznie (co prawda nie we wschodnich klimatach, no ale jednak fajnie), plac z parkiem, gdzie nie było w zasadzie nikogo. Nie no, takie miejsca to ja rozumiem! :D
Podchodzę pod bramę z napisem "Stocznia"... no ale okazuje się, że to nie stocznia, tylko Europejskie Centrum Solidarności. Nic do tego nie mam, ale jednak w tej chwili nie do końca o to mi chodzi. Po prostu szukam prawdziwej stoczni, więc dosyć szybko opuszczam okolice Centrum - no ale co się odwlecze, to nie uciecze i po chwili zaczynają się już nieco fajniejsze miejsca. 20 minut później wchodzę na drewnianą kładkę nad torami. Naprzeciwko tej właściwej stoczni, widać nawet, jak budują statki :) kładka w części jest rozwalona, chyba nigdy wcześniej nie widziałem takich fajnych klimatów w Polsce. Dodatkowo część desek lekko się rusza, kiedy tam chodzę.
A potem Wrzeszcz. Chyba najbardziej męcząca dzielnica miasta, spośród tych, w których byłem. Głośno, atmosfera sporego miasta - średnio fajnie. Na szczęście dalej jest ciekawiej - między innymi rząd bloków przy Kościuszki - nigdy wcześniej nie widziałem takiego długiego bloku! Tam też trafiłem w sumie przypadkowo, bo wymyśliłem sobie, że "nad morze pójdę tamtędy".
No i w końcu morze w Brzeźnie. Przy dojściu do plaży oczywiście stoją stragany z badziewiem, jest też parę knajp - ale to są ostatnie tygodnie przed sezonem, jeszcze się nie rozkręciły. Na szczęście plaża jest super, prawie w ogóle nie ma ludzi, okolice nie wyglądają typowo jak polskie wybrzeże - ostatnio byłem tam w sezonie 4 lata temu i już raczej mi wystarczy (chyba że znajdę gdzieś jakąś plażę daleko od kurortów i chińszczyzny) - za to jest trochę tak jak koło Petersburga w ubiegłym roku.
Wychodzę jeszcze na molo - a co! ;) wieje tak, że nie słyszę swoich myśli, ale jest fajnie. Trochę jak na Babiej Górze, kiedy robiliśmy zimowy wycof (tak, czasami nawet morze kojarzę z górami). Potem to już tylko tak zwany leżing-plażing (niestety bez kąpieli, nawet nie chodzi o temperaturę wody, ale bardziej o to, że mógłbym nie zdążyć na pociąg powrotny), czasem trzeba, zresztą nie byłem na wybrzeżu 9 miesięcy.
Idę na przystanek tramwajowy. Nie mam już na tyle czasu, żeby iść 8 km na dworzec, a poza tym już dzisiaj przeszedłem 19 km (tak, dobrze myślicie - od wysiadki z pociągu cały czas poruszałem się na nogach). No i 1,90 poszło na bilet komunikacji miejskiej ;)
Na dworcu jestem o 16.30, 15 minut przed odjazdem ostatniego Pendolino do Krakowa (tym razem też jadę w jednym wagonie z wycieczką, ale aż do Warszawy). Aż żal jechać, było tak fajnie... Trójmiasto żegna mnie ładnym dworcem Gdańsk Główny, który trochę przypomina mi dworzec w Opolu. Pociąg mija Tczew z mostami, Malbork z zamkiem, Iławę, stolicę... 21.57 Kraków Główny, wjeżdżamy z paroma minutami opóźnienia - w podróży spędziłem 16 godzin.
Podsumowanie
Generalnie Gdańsk mi się spodobał. Chociaż początek nie był za fajny, to jednak kiedy odjeżdżałem, to żałowałem, że miałem tylko 5 godzin na zwiedzanie. Po dosyć słabym wstępie (nie ze względu na to, że starówka nie jest ładna - tylko bardziej dlatego, że jest na niej pełno ludzi), naprawdę dużo uratowały okolice Poczty Gdańskiej i stoczni, no i oczywiście wybrzeże - polska część Bałtyku poza sezonem jest super! A do Trójmiasta trzeba będzie jeszcze wrócić - poodkrywać jego inne części :)
Może zainteresować Cię też:
Pomimo tego, że większość moich wyjazdów jest zagraniczna, to zwykle udaje mi się wygospodarować kilka dni w roku, żeby odwiedzić miejsca w Polsce, bo też mogą być ciekawe! Odwiedziłem już ich trochę. Aha, jeśli chcesz dowiadywać się o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na FB (fb.com/zamiedzaidalej)
Nastolatkom to fajnie :) Odnoszę wrażenie, że dzisiaj znacznie więcej jest takich promocji aby przyciągnąć młodych... kiedyś to - zwłaszcza w Polsce - się olewało, a teraz walczy, bo w końcu zrozumiano, że to też klienci.
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, że ta promocja jest tylko do 16 włącznie ;) (a nie do 19). ale w sumie to też jest całkiem niezłe. a, jeszcze gdyby ryanair zniósł ograniczenie na loty powyżej 16, to byłoby super :D
UsuńCieszę się, że w Gdańsku Ci się podobało, bo jest to miasto zdecydowanie mi bliskie.
OdpowiedzUsuńA z tymi tłumami tak to już jest. Jestem w Trójmieście średnio 3 weekendy w miesiącu- przez cały rok. W wakacje się wcale nie zapuszczam na starówkę, a i inne miesiące nie oznaczają pustek.. chociaż to też ma swój klimat! ;)
Gdynia jest moim zdaniem bardziej spokojna i mniej turystyczna, więc w cieplejsze dni tam właśnie spędzam wolny czas- szczególnie na moim ukochanym Orłowie- popołudnia na molo, pod samym klifem są idealne!
Pozdrawiam ;)
właśnie na Gdynię nie starczyło mi już czasu... :/ a wiedziałem, że na Orłowo nie zdążę (szkoda, chciałem zobaczyć ten klif), więc zostawała mi plaża (i molo) w Brzeźnie - też są fajne! (a w samej Gdyni byłem 6 lat temu, przy okazji wizyty w Gdańsku - głównie w oceanarium i pod ORP Błyskawica)
Usuń