Liwocz, bo tak się nazywa ten szczyt, widać z drogi Tarnów-Jasło-Krosno. To taka porośnięta lasem górka z krzyżem na samym wierzchołku. Na pierwszy rzut oka niby nic ciekawego, bo podobnych wzgórz jest pełno w całej południowej Polsce. No ale jednak jest najwyższy, chociaż grubo poniżej tysiąca metrów nad poziom morza.
Teoretycznie można wyjechać prawie na samą górę samochodem od strony Brzysk (i stamtąd z parkingu 20 minut spacerem). No ale po co. Wyjście od Jabłonicy, zielonym szlakiem, wydawało nam się ciekawszą opcją, tym bardziej, że na mapie szlak wyglądał dość prosto. Ścieżka pod górę przez las.
No to ruszamy! Samochód zostawiamy trochę powyżej Jabłonicy, na końcu asfaltowej drogi. Jest chłodno, słońca nie widać - ale idziemy, w końcu najwyżej zawrócimy. Po kilkuset metrach zaczyna się glina połączona z kamieniami, cały czas w lesie. Potem są dwie drogi: jedna jest wąska, druga to szerokie, gliniaste koleiny... testujemy pierwszą i wychodzimy na bliżej nieokreślonej polance, zielonych znaków nie widać (widać za to bliżej niezidentyfikowaną sarnę gdzieś pomiędzy drzewami). Przechodzimy lasem w kierunku drugiej drogi - udało się, a do tego sympatyczny facet w traktorze kieruje nas "prosto, będzie placyk i kawałek za nim w prawo".
Fajnie. Idziemy, tu nie mamy żadnego problemu orientacyjnego. Kawałek dalej natykamy się na połamane gałęzie, a za nimi... glina. Pełno gliny, jest mokro, mało fajnie (glina z wodą to średnie połączenie) - więc decydujemy się na obejście off-roadem po krzakach. Szlak zaczyna iść coraz bardziej w górę, ale tu już jest bardziej sucho. Widoków praktycznie brak, cały czas idziemy przez buczynę karpacką - czyli po prostu ładny bukowy lasek, dość często pojawiający się na tego typu pagórach (las mieszany też tu rośnie, jeden i drugi rodzaj się przeplatają). Tu już zero problemów w odnajdywaniu ścieżki, offroadu też nie musimy uskuteczniać. Trudności w zasadzie zerowe, ale cały czas jest trochę męcząco.
Niedaleko szczytu dogania nas rodzinka (2 dorosłych i 3 dzieci), która szła za nami od Jabłonicy. Idziemy razem aż na samą górę. Ogólnie rzecz biorąc, wydają się spoko - tym bardziej, że dzieci nie drą się ani nic z tych rzeczy; grzecznie podziwiają naturę i chyba nawet sprawia im to przyjemność :)
Na szczyt dochodzimy po 1h 30 min od startu. Czas taki sobie, ale byłoby mniej, gdyby nie szukanie ścieżki i robienie sporej ilości zdjęć. Okazuje się, że na wzniesieniu jest jeszcze sanktuarium (a widoczny z drogi krzyż jest na jego dachu), plakaty zachęcają do jego odwiedzenia... ale jest zamknięte na głucho. Sam wierzchołek jest porośnięty lasem, trochę jak na najwyższej górze Estonii. I tak samo jest tam wieża widokowa - ale tutaj udaje się wyjść, widok niezły (tym bardziej, że wysokość jest dość nikczemna, razem z wieżą jakieś 600 m.n.p.m): panorama na Pogórze Ciężkowickie i okolice. Myślę, że najlepiej będzie po prostu ją pokazać:
Jeszcze tylko rzut oka na rzeźby dookoła sanktuarium i zaczynamy schodzić w kierunku Jabłonicy tą samą drogą - tyle że tym razem przez gałęzie drzew prześwieca słońce, robi się już sporo przyjemniej. Glina dalej nie wyschła, więc znowu obchodzimy ją krzakami - ale tym razem las jakby mniej gęsty.
Podsumowując - szlak niby nudny, trochę męczący, w sumie to pozbawiony widoków (bo te są tylko z wieży na szczycie) i prowadzący lasem przez półtorej godziny - czyli łagodnie powiedziawszy, mało spektakularny. No ale jednak... pomimo sobotniego przedpołudnia w samym środku lata, spotkaliśmy tam tylko kilka osób. Moim zdaniem: szlak dla miłośników pagórów i ciszy na szlaku :)
Może zainteresować Cię też:
Beskidy (i ich okolice!) staram się odwiedzać dosyć często - to jedne z moich ulubionych gór. Wybierasz się w nie? Przeczytaj moje beskidzkie teksty. A jeśli chcesz dowiadywać się na bieżąco o moich podróżach (również górskich) i o tym, co u mnie słychać - dołącz do grona czytelników na FB (https://www.facebook.com/zamiedzaidalej).
Lubię te nasze beskidzkie, spokojne szlaki :) A wiesz co się mieści w tym białym pałacyku?
OdpowiedzUsuńsanktuarium Krzyża Chrystusowego i Matki Boskiej Królowej Pokoju - ale jak byliśmy, to okazało się zamknięte na głucho
UsuńPogórze Ciężkowickie odwiedziłam jakiś czas temu, a po jakiejś imprezie przewodnickiej mam w domu z 10 map tych okolic (i do tego wszystkie takie same). Fajne pagóry do przyjemnej, nieco bardziej spacerowej wędrówki bez tłumów :)
OdpowiedzUsuńczytałem u Ciebie! :) fajny region, bo można połazić, szlaki nie są jakieś męczące, ale przede wszystkim - totalnie puste (no może poza Skamieniałym Miastem w letnie weekendy, ale tam też nie ma jakichś ogromnych tłumów)
UsuńTakie ciekawe miejsce. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby w przeszłości odprawiali tam jakieś dziady lub inne pogańskie wariactwa. (-:,
OdpowiedzUsuńw ogóle o tym wcześniej nie pomyślałem! ale faktycznie, polanka na najwyższej górze w okolicy byłaby całkiem niezła na jakieś dziady ;)
UsuńNa zdjęciach szlak wygląda całkiem malowniczo, mimo że taki zalesiony (choć ja akurat jestem wielką fanką lasów). A widziałeś tam jakichś rowerzystów? Myślisz, że dałoby radę wjechać na górę rowerem?
OdpowiedzUsuńrowerzystów nie (i wjazd tam rowerem byłby dość ciężki - no chyba, że od Brzysk), tylko jednego gościa na quadzie ;)
UsuńBeskidy to wspaniały skrawek naszej ziemi. Też lubię tam bywać!
OdpowiedzUsuńfaktycznie, są super! takie niewysokie, spokojne i niezatłoczone pagóry :)
Usuń