A właściwie to mało bym do tej Warszawy nie pojechał, bo odjazd był oczywiście z ostatniego peronu, a na dworzec wbiegłem dosłownie minutę przed odjazdem. A kiedy zobaczyłem, że mój pociąg się jeszcze wyświetla... akcja turbo przyspieszenie, przebieżka przez cały dworzec z szybkością godną Usaina Bolta i jakimś cudem udało mi się zdążyć.
Więc stolica. Miasto, w którym najwyższe wzniesienie mierzy zawrotne 152 m n.p.m. - chociaż już nie liczę, ile razy byłem w Warszawie, to nie kojarzyła mi się nigdy z miejscem, w którym można się zmęczyć podejściami. A teraz miałem się o tym przekonać - w trakcie Wyrypy Roku 2018, czyli zdobywania Górki Szczęśliwickiej, najwyższego szczytu w "stolycy".
Wysiadam z tramwaju na Ochocie i kieruję się do Parku Szczęśliwickiego. Górki na razie nie widać, ale po przejściu paru kroków widzę wyrastającą przede mną stromiznę, która, co gorsza, jest porośnięta groźnym i dzikim lasem. Zaczynam się nawet powoli zastanawiać, czy to aby na pewno powinno mieć "Górka" w nazwie, bo według mnie lepszą nazwą byłaby "Szczęśliwicka Turnia".
Zaczynam powolne, mozolne podejście na szczyt. Można wręcz umrzeć ze zmęczenia, a przed wierzchołkiem wyrasta olbrzymia ściana, stromością dorównująca Giewontowi od strony Zakopca. Właściwie to jest w paru miejscach wręcz przewieszona. Trzeba ją obejść. To też jest trudne, ale daję radę. A w tak zwanym międzyczasie po prawej stronie przewijają się panoramy.
Kiedy już prawie dochodzę na wierzchołek, na mojej drodze staje... ogrodzenie. Ze szczytu zjeżdżają za to ludzie na torze saneczkowym - czas zacząć odwrót. Schodzę już północną stroną, droga opada w dół płytami. Ostatni odcinek trasy przywodzi na myśl asfaltówkę do Moka. Koniec - pętlę na Szczęśliwicach (taki warszawski odpowiednik Palenicy Białczańskiej) osiągam po 58 minutach od wyjścia. Więc oficjalnie: Górka Szczęśliwicka - 152 m n.p.m. - zdobyta!
PS. pomimo tego, że jest nisko (chyba mój najniższy zdobyty "szczyt") i w gruncie rzeczy banalnie, to mimo wszystko całkiem fajnie ;-)
Może zainteresować Cię też:
Pomimo tego, że większość moich wyjazdów jest zagraniczna, to zwykle udaje mi się wygospodarować kilka dni w roku na krajowe wycieczki, bo też mogą być ciekawe - udało mi się poznać już trochę miejsc w Polsce. Aha, jeśli chcesz dowiadywać się o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na FB (fb.com/zamiedzaidalej). Będzie mi bardzo miło! :)
Haha, dobre! Ja koło domu mam górę, która ma 320 metrów, więc chyba uczynię z niej punkt do zdobycia! :)
OdpowiedzUsuńo, super! czekam na jakiś tekst o tym :-D
UsuńEj no, szacuny dla Górki Szczęśliwickiej, bo to nie lada górka jak na mazowieckie warunki nizinne :D
OdpowiedzUsuń152 m n.p.m. to w końcu całkiem sporo! nawet jest wyższa od jednego szczytu z Korony Europy - Wzgórza Watykańskiego :-D
UsuńZawsze było mi nie po drodze z Warszawą, ale odkąd kilka lat temu zacząłem tam czasem bywać i odkryłem ogrody na dachu biblioteki, plażę pod stadionem i inne rzeczy typu pole mokotowskie, to zacząłem zauważać, że to serio fajne miasto i że warszawa da sie lubić. Po Twoim poście mam kolejny punkt na następna wizytę :)
OdpowiedzUsuńbo Wawa jest fajna! tylko trzeba do niej dobrze podejść, pomimo tego, że krakusom nie wypada ;-))))
UsuńGratulacje! Wielki szczyt zdobyty!
OdpowiedzUsuńcałe 152 m n.p.m., prawie że Mount Everest albo K2 :-D
UsuńHahaha ❤️ Cudowne!
OdpowiedzUsuńUsain Bolt ❤️ I w ogóle skojarzyło mi się z historiami ze zdobywaniem Korony Warszawy ��
Gratuluję też ��
teraz się z tego śmieję, ale po tym biegu nie było mi specjalnie do śmiechu - naprawdę można się było zmęczyć! a co do Korony Warszawy, to faktycznie - ale w ogóle się nie zastanawiałem nad tym, wymyślając to wyjście ;-)
Usuń