Teraz (po miesiącu od ostatniego jordańskiego wpisu) postanowiłem zakończyć serię pt. "Egipt/Izrael/Jordania 2012". Zdjęć nie będzie za wiele - więcej opowieści o tym
arcyciekawym (tak! Może się to wydać dziwne, ale to miasto jest bardzo interesujące nie tylko dla nurków! :-D).
Dziewiętnastego marca pochodziliśmy jeszcze trochę po Akabie w Jordanii (zdjęcia tutaj):
Poza moczeniem nóg w Morzu Czerwonym pozwiedzaliśmy sobie jeszcze ten jedyny jordański port (Jordania ma 27 km wybrzeża). Kupiliśmy arafatki, kasetkę, byliśmy na bazarze i chodziliśmy po Akabie (z ciekawostek dodam, że to chyba właśnie tam są jakieś ruiny miasta z VI-VII w. n.e).
Nie odważyłem się jednak przejechać na wielbłądzie - nie te klimaty ;-/. I oczywiście piekarnia (nazwy rzecz jasna nie pamiętam ;-/) z pysznymi kokosowymi bułeczkami! :-)
Po zwiedzeniu (indywidualnym) Akaby przejechaliśmy do granicy - przejście graniczne Arava do Izraela. Jordańczycy wypuszczają nas bez problemu - ale po izraelskiej stronie horror... Sprawdzanie trwa 2 godz. z dokładnym prześwietlaniem, a na zewnątrz 30 stopni upału... A niby ruch bezwizowy...
Na terenie Izraela przejeżdżamy 15 km, a potem przejście graniczne Ejlat/Taba. Egipcjanie puszczają nas dosyć szybko, a Żydzi też specjalnie się nie guzdrzą - cała zabawa graniczna zajęła nam "tylko" 3 godziny (na dwóch granicach).
Przy granicy egipsko-izraelskiej - pustynia.
Jakiś budynek (koszmarek?) :-)
W każdym razie - o 15.30 siedzimy już wygodnie po egipskiej stronie w Tabie. Jeszcze 300 km do Sharm el Sheikh i Sharm Inn Amarein!!! (więcej o tym hotelu). O 20.00 jesteśmy - pyszna egipska kolacja i do spania! Na miasto będzie jutro czas...
Dobra, więc to już ostatni dzień w krajach arabskich - wtorek 20 marca 2012 roku. Wstajemy rano, a potem idziemy pozwiedzać - aż na bazar do samego centrum. Kupujemy perfumy (świetne! Polecam), szkatułkę ze skóry wielbłąda (nie wiem, czy to skóra, czy skaj?) i "papirusy" (durnostrojki takie). Około 13.00 jesteśmy w hotelu - resztę dnia spędzamy, pływając w basenach (dla ścisłości: ja pływam, a reszta wycieczki odpoczywa na tarasie z muchami) :-). O 19.00 jest wykwaterowanie z hotelu - jedziemy kilkanaście kilometrów na lotnisko, po drodze zabierając ludzi z innych hoteli). OK, dam parę zdjęć:
Nocny hotel.
Uchwyty do szafy. Lubię to zdjęcie z niewiadomych powodów ;-)
Hall hotelu - trzeba przyznać, że co jak co, ale hall mają naprawdę ładny (to mi się podoba - taki chciałbym mieć kiedyś w domu :-))
Drugie ujęcie na hall - pachnie egzotyką fajnego hotelu (lubię też nocować na dziko w innym wymiarze egzotyki!!!)
Niestety jest tu drogo - gdzieś czytałem, że 178 zł/os. ;-(.
O 20.00 jesteśmy na lotnisku. Odprawa zadziwiająco szybka - nawet nie sprawdzają paszportów, tylko jakieś bzdurne bramki i już po 20 min. na terminalu. Korzystając z czasu, kupujemy egipskie Twixy (smakują tak samo, jak w Polsce ;-/).
O 21.40 egipskiego czasu odlot do Polszy!!!
Nasz samolot przyleciał na Pyrzowice z opóźnieniem - w Egipcie widziałem: Przylot do Katowic 1.35, środa 21 marca.
Przylecieliśmy pięć po drugiej polskiego czasu, a w domu byliśmy o 4 rano.
Podsumowując: dla kogo Sharm el Sheikh jest rajem?
Odpowiedź: dla wszystkich! I nurkowie, i wczasowicze, i zwiedzacze znajdą coś dla siebie! Jednak Sharm moim zdaniem powinno być tranzytowe (tak jak dla nas). Nie mówię tak dlatego, że sam tak jechałem. Te bazary i baseny szybko się nudzą - poza tym, w mieście jest duże lotnisko, czwarte w Afryce (lotnisko leży w Azji, ale większość Egiptu jest afrykańska, toteż jest liczone jako Afryka). Było warto, chociaż nie pozostałbym tam dłużej niż 3 dni (Sharm nie ma zabytków, bo wioska powstała pod koniec XVIII wieku, ale miastem jest od 45 lat).
S.
"Shark el Sheikh" :) fajnie wspominam :)
OdpowiedzUsuńMało pamiętam z Sharm, w końcu to był tylko tranzyt prawie 4 lata temu ;)
Usuń