Dzień czwarty wyjazdu, a zarazem trzeci i przedostatni dzień pobytu w Rumunii - tym razem wyjeżdżamy w góry. Budzimy się około 8.00.
Po szybkim ogarnięciu się (już standard), wymoczeniu nóg w jeziorze (nie zachęcało :/) i pomachaniu naszemu rozmówcy z wczoraj, jedziemy
na trasę Transfogar(a)ską.
Pogoda tego dnia jest piękna, co jeszcze bardziej ułatwia górskie łażenie. ;)
Może na początek nieco tekstu - ułatwi Wam to czytanie relacji :)
Przed Karpatami
Do Transfogar(a)skiej z miejsca noclegowego jest 20 km (pisałem już to w poprzedniej części). Początek tej drogi? Nic szczególnego - zwykły zjazd na drogę o numerze 7C, na rondzie, jakich wiele (Street View). Widokowo robi się dopiero trochę dalej - po 40 km można liczyć na porządne widoki, wcześniej zbocze jest całe zalesione, a jeszcze wcześniej droga jest płaska i nieciekawa.
Północna strona Fogaraszy
Po pewnym czasie postanawiamy pójść w góry - na parkingu zakładamy buty (zmieniamy na klapki, przeprawiając się przez orzeźwiającą rzekę) i idziemy. Należy tu nadmienić, że idąc do rzeki, wdepnąłem w bagno i wessało mi klapki! :)
Wychodzimy na górę (do dzisiaj mam to przed oczami!), z której jest piękny widok (w zasadzie doszliśmy pod malutki wodospad, dalej nie mieliśmy siły, nachylenie duże). Chodziliśmy trochę po górskich dróżkach, cały czas widząc auto 300 m niżej - coś pięknego! (Tak właśnie wyobrażałem sobie rumuńskie góry - brak szlaków, parków narodowych; generalnie chillout!). Współczynnik dzikości gór (specjalna, subiektywna skala 0-100, wymyślona przeze mnie) dla tego miejsca wynosi jakieś 75-80 punktów :).
Potem (jest 12) postanawiamy zejść i pojechać na sam szczyt. Ostatecznie parkujemy na wysokości 2000 m. n. p. m. i znowu góry (tym razem bez styczności z wodą w naturze) - zdobywamy przełęcz Curmatura Balei (położoną 2202 metrów ponad poziom morza) - jest to 30 min wspinaczki (200 m różnicy wzniesień), więc to taki trochę "odpoczynek". Schodzimy (bardzo dużo kamieni). :/
Zjadamy jeszcze kurtoskalacs (taki lokalny przysmak, pyszny) i jedziemy dalej!
Fogarasze Południowe
Po kilku godzinach w górach, o 15.00 zjeżdżamy (zatrzymujemy się na chwilę przy strumieniu po wodę) na tamę (jez. Vidraru). Ma ona ponoć aż 300 m wysokości, a nad nią piętrzy się Transformers (zdjęć nie zrobiłem - są tutaj). Rzeczywiście wygląda na tyle - mocne wrażenie! ;)
Chwilę później (znowu kurtoskalacs - chyba dam tu przepis!) kupujemy tenże specjał i jazda do Draculi!
Zamek Draculi
Pod zamkiem jesteśmy po 10 minutach od wyjazdu z tamy. Należy kupić bilety (po 5 RON chyba), ciekawe jest też to, że na dole obok przejścia są ze trzy stragany z owocami, a bileterów nie widać.
Idziemy 1480 stopni (wg mnie było ich 1200) w górę. Prawie pod samym zamkiem (30 min wejścia) - punkt sprzedaży biletów; kupujemy.
Widoki z zamku piękne, ale droga dość stroma (Dracula był zły pewno dlatego, że musiał tak wysoko chodzić! - żart oczywiście ;)). Co do pozwoleń na fotki i filmowanie, nie należy ich kupować - powód jest prosty, razem kosztują kuriozalną cenę 160 RON/godzina. Filmowanie profesjonalne - 1000 (!!!) RON/godzina. Odpuszczamy i fotografujemy bez zezwoleń. ;)
Idąc kilka schodków w górę, napotykamy... atrapę dyb. Nie da się niestety jej użyć. :/
Potem witają nas dwa wbite na pal manekiny - wygląda sugestywnie. Następnie zwiedzamy starą twierdzę (20-30 min na górze, wliczając robienie fotek, moim skromnym zdaniem, całkowicie wystarczy). Zejście zajmuje ok. 40 min i prowadzi tą samą drogą, przez las.
Nocleg nad Topologiem
Po 25 km (dosyć nudnych) wjeżdżamy o zachodzie słońca do Curtea de Arges. Chcemy pojechać w kierunku Drobeta-Turnu Severin i Serbii, czyli na zachód. Nocleg znajdujemy w końcu w Tigveni, na pięknej dzikiej plażyczce, nad rzeką Topolog (i znów brak dobrej fotki!). Kąpiemy się w wodzie (ok. 70 cm głębokości), rozbijamy namiot i idziemy spać, jednak wcześniej podejmujemy decyzję o rezygnacji z odwiedzenia Serbii i wyznaczeniu trasy na następny dzień - przez Transalpinę.
Transfogarska czy Transfogaraska?
Część niezwiązana ściśle z relacją, ale ona muss sein (pozostałość po próbach nauki niemieckiego). Zastanawialiście się, dlaczego napisałem w ten sposób tytuł? Otóż 80% Polaków wymawia i pisze "Transfogarska" - jest to niepoprawne. Poprawna to "Transfogaraska" - dowód z Wikipedii. Po prostu - poprawna forma musi być! :)
Poza tym góry to Fogarasze (a nie "Fogarsze") - więc Transfogaraska! :D
Poza tym góry to Fogarasze (a nie "Fogarsze") - więc Transfogaraska! :D
Zapamiętajcie - TransfogarAska! :D
No dobra, a teraz zdjęcia:
UWAGA! Na większości zdjęć (tych z drogi) widać kawałek bagażnika na dach - nie należy się tym przejmować, kamera była na dachu ;)
S.
PS. Z Serbii ostatecznie nie zrezygnowaliśmy - zminimalizowaliśmy ją (dobrze, że się udało w ogóle), po moich długich namowach. Mamy po co wracać - bardzo nam się podobało! :)
Co do nazwy trasy, to zasadniczo obie figurują i obie np. znaleźć można w części przewodników. Dla mnie lepiej brzmi nazwa bez "a", dlatego właśnie jej używam (a do tego jest łatwiejsza do wymówienia). Sądzę też, że kwestia nazwy jest mniej istotna, w szczególności gdy różnica jest wręcz kosmetyczna, a ważne jest to, co za nazwą się kryje ;)
OdpowiedzUsuńWedług mnie różnica nazwy - w zasadzie nie ma wielkiego znaczenia, ale dla mnie naturalniej brzmi ta z "a" ;)
UsuńKwestia gustu ;) - zresztą "Transfogarską" też google rozpoznaje :D
Przepięknie tam jest! :)
OdpowiedzUsuńTransfogaraska to dla mnie rumuński hit. Rzeczywiście jest przepiękna, chciałoby się wracać...
UsuńSama miałam z tą poprawną nazwą Fogaraszy problem... Dobrze, że o tym jasno i wyraźnie piszesz, i wyjaśniasz, jaka jest właściwa nazwa tych przepięknych gór ;) Niech ta wiedza będzie rozpowszechniana! ;)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka! My byliśmy w tym roku we wrześniu zdobyć najwyższy szczyt Rumunii. Ach, jak było wspaniale... Mam bardzo podobne zdjęcie do tego Twojego pierwszego z tej relacji - ten sam punkt widokowy po drodze. ;) Gorąco polecam w przyszłości jeszcze do Fogaraszy wrócić i poeksplorować je jeszcze bardziej górsko... Ku inspiracji: http://fotografia-prania.blogspot.com/2016/10/doliny-w-dugich-cieniach.html :)
właśnie w ubiegłym roku (2016) byliśmy w Fogaraszach... co prawda nie we wrześniu /bo 31 sierpnia ;) / i wychodzi, że musieliśmy się minąć o parę tygodni ;) nam nie udało się zdobyć Moldoveanu, byliśmy tylko na Saua Caprei i nad jeziorem Capra
Usuń