Nasz wyjazd nie był zbyt długi - trwał tylko 4 dni (29 stycznia - 1 lutego). Osobiście jakoś tak mam, że nie jeżdżę na narty na tydzień/dwa, ale właśnie na kilka dni. Może to kwestia tego, że nie mam zbyt daleko, w końcu z Krakowa w Beskid Śląski jest 140 km, a w okolice Jurgowa - 110 (więc na dobrą sprawę mogę obrócić nawet w jeden dzień).
Zdecydowaliśmy, że jedziemy do Jurgowa. Powody były dwa - rok wcześniej byliśmy tam ze znajomymi i było super, a poza tym ten stok nie jest aż tak oblegany, jak chociażby Białka. Nie lubię, jak jest dużo ludzi...
No więc pojechaliśmy. Pomimo tego, że w dniu wyjazdu była wymiana turnusów (czyt. korki i duży ruch na Zakopiance), to udało nam się przejechać bez stania przez skrzyżowanie w Skomielnej i po stosunkowo niedługim czasie byliśmy w Jurgowie, praktycznie od razu ruszając na stok.
Jak wyglądało moje jeżdżenie?
Pierwszy dzień, niedziela, to była tak naprawdę rozgrzewka - jeździłem 3 godziny 40 minut i przejechałem 34,50 km. Skończyłem stosunkowo szybko, bo stwierdziłem, że nie ma sensu szarżować w pierwszym dniu... chociaż śnieg był naprawdę niezły, w zasadzie zero lodu. Jak teraz na to patrzę, nie był to za rozsądny wybór...
Poniedziałek był chyba najlepszym dniem. Nie dość, że cały dzień świeciło piękne słońce, to śnieg znowu był dobry - chociaż pod wieczór jego jakość zaczęła się trochę pogarszać, było też więcej ludzi na stoku. Po raz pierwszy w życiu zjechałem też czarną trasą - udało mi się nawet nie wywalić :) chociaż to tylko 950 metrów, to jednak satysfakcja - bezcenna. 7 godzin 57 minut i 64,65 km.
We wtorek i w środę niestety przejechałem dużo mniej (odpowiednio: 4 godziny 43 minuty/41,20 km i 2 godziny 33 minuty/19,65 km), ale wcale nie wynikało to z tego, że nie miałem siły. Po prostu jakość śniegu dzień za dniem się pogarszała, pod koniec pobytu było już naprawdę dużo lodu. A druga sprawa to ilość osób na nartach - było ich coraz więcej. W takich warunkach jazda nie jest zbyt przyjemna. Za to we wtorek mogłem obserwować fajny spektakl chmur nad Tatrami.
Ale tak naprawdę najbardziej denerwowały mnie grupy dzieci, uczące się jeździć na nartach z instruktorami. Taka 10-osobowa grupa, kiedy jedzie dosyć sporymi skrętami, naprawdę utrudnia zjazd, dosyć łatwo można wpaść na którąś osobę - co przy moim stylu szusowania (jeżdżę raczej szybko) nie skończyłoby się dobrze. I żeby nie było - takie grupy widziałem też na czarnej trasie.
Ogólne wrażenia z ośrodka
JurgówSki zasadniczo jest dość przyjemnym miejscem, jeśli chodzi o narty. Może trasy nie powalają długością (łącznie mają niecałe 5 km), ale jednak można sobie trochę pojeździć. Dużym plusem jest też możliwość krótkiej jazdy przez las - nie jest to żadna oficjalna trasa (co widać przy przejeździe - jest nieco kamieni), ale jednak można zaliczyć go do kategorii ciekawostek.
Co do wyciągów, to zasadniczo są 3. Niby istnieją kolejne 3, ale one są na krótkich trasach i w zasadzie nie ma potrzeby z nich korzystać, zwłaszcza, że są przygotowane przede wszystkim dla dzieci. Więc mamy trzy duże, główne wyciągi - i to na nich się skupimy:
Kolej linowa A (4-osobowe krzesełko)
Dłuższe i starsze z krzesełek - jest na samym końcu stoku, stosunkowo najbliżej Słowacji. Po prostu, zwykła kolejka linowa, nic na plus ani na minus. No dobra... plusem jest to, że obsługuje czarną trasę i wyjeżdża najwyżej - natomiast bardzo wkurzało mnie zimno. Jakoś akurat na tej kolejce było mi dużo zimniej niż w każdym innym miejscu. No i zaliczyłbym też na minus to, że jest czynna tylko do 18 (a nie jak pozostałe wyciągi - do 21).
Kolej linowa B (4-osobowe krzesełko)
W porównaniu z wyciągiem A, widać, że jest nowsza i jest też trochę szybsza. Mimo tego, że czas przejazdu jest krótszy o zaledwie pół minuty, to jednak ja czułem różnicę. Główny plus to stosunkowo łatwa dostępność ('środkowe' położenie robi swoje) i to, że nie było tam jakoś bardzo zimno. Niestety, nie ma róży bez kolców - tam i na wyciągu C są chyba największe kolejki [na szczęście z upływem dnia ludzi jest coraz mniej], ale z minusów to chyba tyle. Spośród tych trzech, chyba mój ulubiony wyciąg.
Wyciąg C (talerzykowy)
Ostatni i najkrótszy z trzech dużych wyciągów. Minusem jest to, że talerzyki bardzo lubią uciekać spod tyłka między uda, co dosyć boli. Niefajny jest też czas - chociaż niby jest najkrótszy (4 minuty), to każda chwila wydaje się tam naprawdę długa. Dodatkowo zwykle jest na niego najwięcej chętnych, głównie dzieci ze szkółek narciarskich. Ale za to przynajmniej trasa przy nim jest całkiem fajna i można się na niej stosunkowo dobrze rozpędzić (chyba że jest lód).
TatrySki
Skoro Jurgów, to grzechem byłoby nie wspomnieć o karnecie, czy też skipassie TatrySki. Polega to na tym, że karnety kupowane np. w Jurgowie możemy wykorzystać aż na 8 innych stokach w okolicy - za to ten ośrodek ma u mnie dosyć spory plus.
Cena karnetu
Niestety, skipassy TatrySki nie są najtańsze - za mój (3-dniowy) płaciliśmy 225 zł (75 zł/dzień) plus ostatniego dnia 65 zł (za 4 godziny jazdy). Praktycznie rzecz biorąc, cena jest chyba ich największą wadą - za moje szusowanie (3,5 dnia - samego zjeżdżania było ok. 19 godzin) płaciliśmy 290 zł (15,26 zł/godzina); jak tak się popatrzy, to od razu robi się taniej :)
Informacje praktyczne
Ośrodek jest na samym końcu Jurgowa - trzeba jechać drogą 49 w stronę granicy, jakieś 1,5 km wcześniej mamy stok; jeśli chodzi o dojazd, to tam nie ma się gdzie zgubić. Dla samochodów dobra wiadomość - nie płacimy ani grosza za parking.
Nie samymi "samochodowymi" informacjami jednak człowiek żyje - wypadałoby coś zjeść. U stóp górki jest baro-knajpka (o której może innym razem), a przy jednym z bocznych stoków - zadaszony 'okrąglak', w którym można sobie usiąść albo wypić coś z automatu. Z ciekawszych rzeczy pozostaje chyba już tylko gapienie się godzinami na Tatry, bo widok stamtąd jest naprawdę fotogeniczny!
Może zainteresować Cię też:
Na nartach jeżdżę od 13 lat. Jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na FB (https://www.facebook.com/zamiedzaidalej).
No proszę a ja trzydziecha i ani razu na nartach nie byłam! Ale góry lubię, bardzo lubię. Zima szczególnie, kiedy nikt mnie nie wygania z drewnianego domku, a za oknem pada śnieg! :D
OdpowiedzUsuńgóry są fajne ;) zarówno chodzenie po nich, jak i oglądanie ich zza okna :D
UsuńNarty to zdecydowanie nie moja bajka, chociaż kiedyś twierdziłam tak ogolnie o zimie, a teraz po wizycie na północy Finlandii i Norwegii już uwielbiam zimę. Ale wolę inne aktywności na świeżym powietrzu. Sanki chociażby albo lepienie bałwana :)
OdpowiedzUsuńja nie byłem na sankach chyba z 5 lat ;) ale ogólnie aktywności na świeżym powietrzu są super - nieważne, czy sanki, czy lepienie bałwana, czy narty!
UsuńO nartach nie wiem nic, bo nigdy nie próbowałam. No raz tylko, na desce, ale to była spektakularna porażka ;) A tutaj 13 lat doświadczenia, tylko pozazdrościć, bo widoki przepiękne, a nie wszędzie da się wjechać wyciągiem ;)
OdpowiedzUsuńno a ja deski nigdy nie próbowałem ;)
UsuńTwój wpis przypomniał mi, że nie byłem w Tatrach od dobrych 15 lat. Trza wrócić, bo widoki są naprawdę majestatyczne :)
OdpowiedzUsuńsą piękne, to prawda! :)
UsuńByło chociaż czym pooddychać? Nie no, pewnie tysiąc razy lepiej niż w krk :) Fajnie, fajnie, my natomiast przygodę z nartami zaczynamy kolejnej zimy, mamy nadzieję, że w Reykjaviku napada śniegu przynajmniej tyle, by móc choć trochę skorzystać z pagórków :)))
OdpowiedzUsuńbyło było ;) (a w Krakowie za to było bardzo dużo PM10 ;/ ). Mam nadzieję, że będzie śnieg :)
Usuń