Ale z drugiej strony ostatni wyjazd w zasadzie wokół Europy Wschodniej był bardzo bogaty w miasta. Petersburg, Moskwa, Kijów i Bukareszt - trzy stolice, cztery metropolie w czasie trzech tygodni. I szczerze mówiąc, to było dużo. Nie to, żebym nie lubił miast, ale ich ilość na tym wyjeździe była naprawdę rekordowa.
O ile wcześniej byłem nastawiony "prowincja, prowincja i jeszcze raz prowincja", to teraz jednak zwiedzam trochę miast (i niektóre są naprawdę super, jak Łódź czy Opole) - chociaż na wakacyjnych wyjazdach uważam, że nie ma lepszej opcji, niż zwiedzanie miejsc, gdzie diabeł mówi dobranoc. Po prostu jak ma się 4 olbrzymie miasta z krótkimi przerwami pomiędzy nimi, to człowiek już ma zwyczajnie dosyć.
Miasta nie nudzą mnie już tak koszmarnie, jak jeszcze kilka lat temu, to prawda. Nie nudzą mnie, ale moim zdaniem warto zachować umiar w ich odwiedzaniu - to jedna z rzeczy, których nie lubiłem na wycieczkach zorganizowanych. Tam program często zakładał "zabytki, miasta, zabytki, miasta i jeszcze raz zabytki i miasta". Jasne, niektóre tego typu miejsca są fajne, ale nie w takim tempie i nie w takiej ilości.
Pamiętam zwiedzanie Rzymu czy Petersburga z wycieczką zorganizowaną. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że oglądaliśmy pełno zabytków w bardzo skomasowany sposób. Oczywiście nie żałuję tego, że tam byłem - ale jednak dwa lata później pojechaliśmy do Petersburga (już bez wycieczki) i zwiedzanie miało naprawdę dużo luźniejszy charakter, a i można było zobaczyć różne fajne rzeczy, w tym też te, które zapamiętałem sobie ze zorganizowanego zwiedzania :) . Wiem, wszystkim się nie dogodzi, ale uważam to za największy minus wycieczek z biura.
No dobra, temat trochę przeskoczył, więc wracamy do dylematu pt. zwiedzać miasto czy prowincję: moim zdaniem jeżdżenie po prowincji ma również ten plus, że mało kto tam dociera. Niekoniecznie są to jakieś ekstremalne miejsca, gdzie nie można się dostać bez specjalistycznego sprzętu. Nie, po prostu ludziom tam jest nie po drodze i uważają, że "tam nie ma nic ciekawego". Akurat my chyba właśnie najbardziej lubimy takie miejsca, gdzie niby nic nie ma - dla nas w tym tkwi ich urok. Takie fajne, zapomniane górki w Serbii... tam naprawdę mało kto dociera, bo tam przecież nic nie ma ;)
A za to w miastach jest zazwyczaj najwięcej przyjezdnych. Nie mam nic przeciwko zwiedzaniu tak zwanych "topowych" atrakcji turystycznych (nawet czasem to robię), poza tym nie wszystkie miasta są oblegane przez zwiedzających; ostatnio udało mi się wyhaczyć parę takich właśnie mało turystycznych, a bardzo ciekawych. Z drugiej strony, nawet w bardzo popularnym Krakowie są miejsca, w których w zasadzie ludzi jest jak na lekarstwo, na przykład na takim Podgórzu, na które w sumie trafiłem dosyć przypadkowo i mi się spodobało.
Noclegowo w przypadku miast zazwyczaj jesteśmy "skazani" na różnej maści kwatery i kwartiry. To prawda, fajnie jest czasem położyć się na wygodnym łóżku w hotelu - ale jednak co najmniej równie fajnie jest przespać noc w namiocie wśród pięknych krajobrazów. W przypadku tej drugiej opcji nie będzie co prawda tak wygodnie, ale za to wrażenia raczej powinny być większe.
Z kolei abstrahując już od wszelkich preferencji podróżniczych, wyjazdy poza miasto najczęściej są zwyczajnie tańsze. No bo w końcu gdzie, jak nie na prowincji, kupimy pyszne, świeże owoce za kilka złotych? Gdzie, jak nie na prowincji, będziemy mogli przemieszczać się za stosunkowo nieduże pieniądze? (chociaż noclegi, poza spaniem na dziko, mogą być najtańsze w środku metropolii)
Podsumowując - ja najbardziej lubię jeździć właśnie po prowincji. Dalej bardzo lubię naturę, dalej podoba mi się, kiedy znajdujemy fajną miejscówkę noclegową - ale niektóre miasta też mi pasują i nie jest to na zasadzie "spróbuję tu znaleźć jakieś plusy". Nie. Są takie miasteczka (i betonowe dżungle w sumie też), którymi rzeczywiście jestem zachwycony.
A Wy? Wolicie podróżować po miastach, czy po prowincji?
Może zainteresować Cię też:
- relacja z podróży do Łodzi,
- fotogaleria z prowincji - pogranicze Czarnogóry i Albanii,
- felieton turystyczno-podróżniczy.
Zwiedzam zarówno miasta, jak i prowincje. Byłem już między innymi w Albanii, w Serbii, w Rosji czy w krajach bałtyckich - ale jeżdżę również po Polsce i Europie Środkowej.
A ja uwielbiam miasta! Może nie od razu 5 stolic w 3 dni, ale jednak w mieście czuję się równie dobrze jak gdzieś na łonie natury. Grunt to znaleźć własne tempo, iść tylko tam gdzie ma się ochotę, przysiąść na chwilę, popatrzeć na ludzi. Ale to możliwe raczej tylko podczas samodzielnych wyjazdów, nie z biurem podróży.
OdpowiedzUsuńpotwierdzam! na wyjazdach z biurem zawsze bardzo drażniło mnie gnanie - a tak mogę sobie po prostu połazić po mieście. i w niektórych miastach też czuję się prawie jak na łonie natury :)
UsuńOch mój odwieczny dylemat! Staram się jakoś łączyć obie te opcje, bo jednak miasta to kawał historii i majstersztyk architektury. Lubię tak sobie usiąść w jakiejść knajpce na zewnątrz i poprzyglądać się życiu tętniącemu w mieście, ale masz rację, na dłuższą metę miasto męczy. Prowincja ma taki nieopisany urok, nieskażony opiniami i komercją. Uwielbiam te boczne dróżki, gdzie diabeł mówi dobranoc. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńboczne dróżki najlepsze! w czasie naszego wyjazdu na Bałkany jeździliśmy trochę właśnie nimi i bardzo miło to wspominam - chociaż momentami jechaliśmy 20 na godzinę, to jednak był klimat :)
UsuńNie mam preferencji, czasem wolę miasto a czasem tylko naturę.
OdpowiedzUsuńja jednak raczej wolę jeździć po terenach, gdzie jest natura - aczkolwiek fajnym miastem też nie pogardzę
UsuńJa lubię i miasta i prowincje. Z miastami mam tylko taki problem, że nie umiem ich ładnie fotografować ;)
OdpowiedzUsuńjak patrzę na Twoje zdjęcia miast, to właśnie są fajne - mnie przynajmniej się podobają! :)
UsuńNajważniejsze żeby wybierać się tam, gdzie nas serce prowadzi. Czy to prowincja czy miasto jest sprawą drugorzędną i - że tak to ujmę - kwestią osobniczą. Najważniejsze jest zwiedzanie we własnym rytmie :)
OdpowiedzUsuń100% zgody! "zależy, gdzie nas niesie - to wtedy tam jedziemy" - najlepsze podejście do tej kwestii :)
UsuńOd strony finansowej - podróżowanie po wioskach jest wyraźnie tańsze nie tylko z powodu jedzenia, ale dlatego, że nie ma tych pieniędzy gdzie wydawać, bo zamiast kina, teatru, muzeum czy galerii handlowej masz co najwyżej szynk-mordownię z której wylatujesz przez okno do poidła dla konia;)
OdpowiedzUsuńja się w wioskach z mordowniami nie spotkałem, za to np. czasem jest tak, że jest tylko jeden czy dwa sklepy/ewentualnie przydrożne kafe (jeśli wioska jest przy głównej drodze) z czajem i kawą. ale fakt, na wsi jest mniej okazji do wydawania pieniędzy :)
UsuńLubię zarówno miasta, jak i małe mieściny czy wsie. To wszystko zależy od mojego aktualnego nastroju. W miastach lubię różne ciekawe uliczki, imponujące budynki i klimatyczne knajpy. Za to na wsi uwielbiam widoki, te pola i łąki, gęste lasy i różne domy, które nieraz wydaja się być jak z bajki.
OdpowiedzUsuńdokładnie! widoki na prowincji są świetne - a z kolei w miastach (nawet tych niby zniszczonych przez komercję) często można trafić na jakiś interesujący budynek czy ulicę :)
UsuńZdecydowanie wolę "dzicz" do wielkich miast mnie nie ciągnie. Wolę spokój i ciszę niż hałas i zgiełk. ;)
OdpowiedzUsuńteż nie cierpię hałasu (i na przykład chodzenia wzdłuż dwupasmówek). a na wyjazdach ważne jest, żeby odpocząć
Usuń