Tym bardziej, że kiedyś miałem myślenie "Tatry i tylko Tatry" - w ogóle nie sądziłem, że chociażby Beskid Żywiecki czy Wyspowy może mieć coś do zaoferowania. Ot, takie porośnięte lasem pagóry, idzie się męcząco, a żadnych widoków nie ma. A w Tatry jeździliśmy raz na ruski rok, bo:
a) korki na zakopiance
b) drogo
c) pełno ludzi
Aż w końcu w wakacje między moją podstawówką i gimnazjum (2014) pojechaliśmy do Rumunii, żelaznym punktem była oczywiście Szosa Transfogaraska, na której wyleźliśmy na przełęcz Saua Doamnei/Curmatura Balei (2202 m.n.p.m) - rzecz jasna byłem z siebie bardzo zadowolony, że wyszedłem na coś, co jest aż 2200 metrów nad poziomem morza (a to, że startowaliśmy z 2030 m.n.p.m., to inna sprawa ;)). Tak czy inaczej, to był mój pierwszy kontakt z nieco wyższymi górami i tam pierwszy raz pomyślałem, że jednak chodzenie po nich jest czymś fajnym.
Trzy tygodnie później poszliśmy po raz pierwszy na Babią Górę. Tym razem już bez żadnego pomagania sobie autem, zostawiliśmy je na Krowiarkach i ruszyliśmy. Na szczyt doszliśmy, widoki były super (szkoda tylko, że akurat na samej górze była mgła - no cóż, królowa Beskidów jest kapryśna), zaczynała się jesień, co było już widać w krajobrazach.
A potem była Brona, Markowe Szczawiny i... Zawoja. Zeszliśmy do Zawoi, a nie na Krowiarki, czyli byliśmy 10 kilometrów poniżej auta. Na szczęście po chwili udało się złapać busa na stopa, kierowca zgodził się nas podwieźć na samą przełęcz (normalnie busy tam nie jeżdżą, tzn. nie jeździły we wrześniu 2014).
Później były jeszcze Pieniny i zrobił się listopad. Kolejny rok był bardzo kiepski pod względem górskim, próbowaliśmy tylko wejść na Korab w Albanii (jest powód, żeby tam wrócić) i byłem jeszcze z klasą w Pieninach, we wrześniu - chyba wtedy uświadomiłem sobie, że rzeczywiście lubię chodzenie po górach, najchętniej jesienią :)
Natomiast w ubiegłym roku znowu wyszliśmy na Babią (ale tym razem zimą), byliśmy w maju w Pieninach, zdobywając ich najwyższy szczyt (Wysoka 1050 m.n.p.m.) - może wysokość nie jest jakaś imponująca, ale jednak trochę nam to zajęło i wbrew pozorom należało raczej do męczących rzeczy. No i było jeszcze "Osiągnięcie Roku" ;) - Rysy 2503 m.n.p.m od słowackiej strony. Satysfakcja była tym większa, że był to mój pierwszy poważny tatrzański szczyt (wcześniej w Tatrach byłem: na Gęsiej Szyi, w Kościeliskiej i na Rusinowej Polanie) i mój rekord wysokości. Potem Pieniny (znowu), tym razem Trzy Korony i zaśnieżona, listopadowa Śnieżnica w Beskidzie Wyspowym.
No dobra, rozpisałem się trochę. Chodzi mi o to, że o ile jeszcze 3 czy nawet 2 lata temu sądziłem, że góry nie są jakimś miejscem, na którego widok/słyszenie o nich powinna wstępować we mnie nowa energia, o tyle w tej chwili mnie to po prostu kręci, także w zimowej wersji.
Oczywiście dalej nie jest tak, że jeżdżę w góry co weekend - ale jeśli mogę, to jadę. Teraz nawet w czasie moich pieszych wycieczek z Endomondo staram się wybierać teren poza Krakowem (a jak wiadomo, Kraków jest otoczony przez mniejsze lub większe wzgórza). A na wyjeździe do Rosji przeszkadzało mi to, że krajobraz był przez połowę wyjazdu płaski jak stół, dopiero pod koniec było nieco bardziej pagórkowato. Krótko mówiąc, prawda jest taka, że góry są mi potrzebne do życia. Po prostu.
Może zainteresować Cię też:
- poradnik o Endomondo w podróży,
- relacja ze zdobywania najwyższego "szczytu" Estonii,
- felieton o trasie przez Słowację.
Po górach chodzę od 2014 roku, ale moim pierwszym szczytem była Śnieżka (2008). Teraz coraz bardziej rozwijam się w górskim łażeniu i coraz bardziej to lubię. Jeśli chcesz dowiadywać się na bieżąco o mojej aktywności w tym zakresie (i nie tylko!), dołącz do grona czytelników na Facebooku (https://www.facebook.com/zamiedzaidalej).
Kocham góry o każdej porze roku. Te zimowe i te letnie, wygrzewające i pozytywnie nastawiające do życia, ładujące baterie na kolejne miesiące. Jesienne, ubarwione, wiosenne, do nich jeszcze się nie przekonałem ;) Nasze Polskie góry mogą absolutnie konkurować z innymi europejskimi, nie zawsze może pod względem wysokości, ale pod względem piękna, zawsze.
OdpowiedzUsuń100% zgody - takie Pieniny czy Beskid Żywiecki może nie są za wysokie (najwyższy szczyt odpowiednio: 1050 m.n.p.m. i 1725 m.n.p.m., ale jednak są naprawdę piękne)! akurat wiosenne góry potrafią być całkiem fajne, na przykład byliśmy w Pieninach w maju i... prawie jak w lecie, tyle że jednak ta zieleń była bardziej żywa i bardziej wiosenna :)
UsuńFajnie, że odkryłeś w sobie pasję gór. Ja na przykład chodzę od zawsze. Latem. A kiedyś jak raz założyłam raki, to narty poszły w odstawkę. Góry to najpiękniejsza sprawa świata. Nie trzeba się zaraz porywać na najwyższe (choć można). Ostatnio byliśmy w Beskidzie Niskim. Powinno Ci się spodobać i tam :)
OdpowiedzUsuńBeskid Niski <3 lubię! takie dosyć łagodne, sympatyczne wzgórza :)
UsuńMi się wydaje, że do gór trzeba po prostu dojrzeć... Też lubię. I tam naprawdę odpoczywam
OdpowiedzUsuńracja - jak już się zacznie chodzić po górach, to w 90% przypadków człowiek chce więcej i więcej - znak, że dojrzał do chodzenia po nich :)
UsuńMnie za górami tęskno, a niestety od wielu lat nie mam odpowiedniego towarzystwa do górskich wędrówek. Nie jestem sama siebie w stanie przekonać do tego, że samotne chodzenie po górach jest rozsądne :(
OdpowiedzUsuńmam to samo, nie umiem się przełamać i pójść solo w góry... ale na szczęście plus jest taki, że jednak raczej mam towarzystwo. co prawda nie jestem w górach co weekend, ale to zawsze coś :)
UsuńGóry są piękne!
OdpowiedzUsuńracja :)
UsuńBardzo Ci zazdroszcze możliwości takich górskich podrózy :) ja odkąd miałam kontuzje nie mogę tak nadwyrężać kolana. Po operacji próbowałam wejsc na tatry ale sie nie dało. Z bólem serca wjeżdzałam a nie wchodziłam. Żadna frajda wjechać a nie iść i oglądać piekno gór. Piekne masz zdjęcia, dużo zwiedzasz - zazdroszcze :)
OdpowiedzUsuńo, ja też miałem problem z kolanem na Rysach - zaczęliśmy schodzić i naprawdę mnie bolało, aż nie doszliśmy do asfaltu :( (4 godziny schodzenia). dziękuję! :)
UsuńNigdy nie przepadałam za łażeniem po górach. Jednak był w moim życiu moment, kiedy uznałam, że to całkiem fajna zabawa. Kiedy byłam w Werlas, nad Soliną i wraz ze znajomymi wybraliśmy się nocą na Smerek. Tylko 1222 metry, ale ta nocna wspinaczka była niepowtarzalną przygodą. A widok ze szczytu - powalający! Doczekaliśmy wschodu słońca, trochę zmarznięci, ale zadowoleni. Panorama była jak dla mnie obłędna! Od tamtej pory marzy mi się jeszcze jakiś wypad w góry i dotarcie na nieco wyższy szczyt :)
OdpowiedzUsuńwschody słońca w górach <3 uwielbiam! jak do tej pory byliśmy tylko raz na wschodzie (na Babiej Górze), ale za to zimą - widok rzeczywiście był boski, chociaż wiał wiatr i najcieplej nie było :) ale generalnie góry są fajną sprawą!
UsuńGóry to zdecydowanie miejsce, gdzie ja osobiście relaksuję się najbardziej! W chwilach szczęścia, nieszczęścia, w każdej chwili właściwie, dobrze jest do nich od czasu do czasu wpaść. Pozdrawiam, Marcin
OdpowiedzUsuńnawet nieco częściej niż od czasu do czasu. też się relaksuję w górach, może nie tyle fizycznie, co psychicznie
Usuń