Ćwilin zamierzałem odwiedzić już dawno - ale a to mi się nie chciało, a to ostatecznie rezygnowaliśmy (patrz Limanowa/Homole). No ale nadszedł nowy rok, a wraz z nim postanowienie bycia w górach w każdym miesiącu (w 2017 zabrakło mi stycznia, lutego i kwietnia). Nie było wyjścia, trzeba było jechać łazić - w tym przypadku po pagórach, bo do zimy w Tatrach podchodzę jak pies do jeża ;-)
Tak naprawdę wcale nie planowałem wychodzenia właśnie na Ćwilin w zimie. Myślałem o pójściu tam w jakiś wiosenny dzień szlakiem od Mszany - żeby było widokowo i bez śniegu! A na styczeń pomysł był na którąś z okolicznych górek z trzycyfrową wysokością. No ale wyszło tak, że trafiamy... do Wilczyc na parking, z którego zaczyna się droga różańcowa na ten szczyt. Nie chce nam się jechać gdzieś indziej. Decydujemy się na podejście!
Idziemy przez las. Na początku prawie w ogóle nie ma śniegu, ale po jakimś czasie przekraczamy strumień i pojawia się... lód. I to oczywiście na tym najbardziej stromym odcinku trasy - także mało co nie wywijam orła na lodowisku! Omijanie go wymaga trochę gimnastyki, ale finalnie udaje się przejść bez wywrotki. W miarę nabierania wysokości mijamy kilka kapliczek - w końcu nazwa "droga różańcowa" zobowiązuje!
Po jakichś 70 minutach (jest na tyle mało śniegu, że idzie się naprawdę szybko i sprawnie) wreszcie pojawia się przestrzeń, a wraz z nią pierwsze widoki. Te ostatnie jednak zaraz znikają - dzisiaj jest jakaś dziwna pogoda. Niby słońce, ale jednak chmury i mgła zakrywają wszystko, co jest poza szczytem. Za to na górze wszystko świetnie widać, krzaki i niebo mocno się od siebie odcinają. Jest pięknie! Nie spotykamy prawie nikogo aż do samego wierzchołka, gdzie jest dosłownie parę osób na krzyż.
Pod koniec mijamy jeszcze ludzi na quadach - ale oni zaraz jadą w swoją stronę, a my dobijamy na sam szczyt (1072 m.n.p.m.), na którym stajemy po półtorej godziny od wyjścia. Baterii w aparacie wystarcza tylko na tyle, żeby zrobić zdjęcia z samej góry, a potem pada... jakby wiedział, kiedy ma się rozładować! I tym sposobem pierwszy tysięcznik (i pierwszy szczyt) w 2018 roku zdobyty! Do tego też pierwszy poza-szlak - bo droga różańcowa oficjalnie nie jest szlakiem ;-)
Wracamy do Wilczyc. Tu już idzie się dużo szybciej, po raz drugi walczymy ze ślizgawicą, a potem kroczymy już przyjemną leśną ścieżką. Po 45 minutach meldujemy się z powrotem na parkingu (w międzyczasie chmury znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - na dole znowu wszystko widać).
Ćwilin okazał się być bardzo sympatyczną górą! Ładnie (chociaż ze szczytu nie było nic specjalnie widać), sam szczyt jest fajny też na zimę. No i można go osiągnąć od wszystkich czterech stron świata! Na pewno tam wrócę, może jeszcze w tym roku?
Może zainteresować Cię też:
Well Done! Pierwsza góra zaliczona w nowym roku czyli super początek. Oby tak dalej. Kiedys uwielbiałam Beskid, to była moja młodość, ale minęły juz wieki odkąd ostatni raz tam byłam. Dzieki za piękną opowieść
OdpowiedzUsuńczekam, aż w górach zrobi się cieplej - wtedy będzie czas na pochodzenie, zresztą nie tylko po Beskidach :D
UsuńMi się wydaje, że Beskid Wyspowy to jedno z najbardziej niedocenionych miejsc w Polsce :-))
OdpowiedzUsuńpotwierdzam! mało ludzi, a górki naprawdę fajne :)
UsuńPiękne, zimowe krajobrazy :) Niedługo tych widoków ze śniegiem w roli głównej będzie nam na pewno brakować :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj w Krk było 16 stopni :-D i z jednej strony fajnie, że zima się kończy (poza nią chodzenie po górach jest sporo ciekawsze - przynajmniej widać to, co w zimie jest pod śniegiem), a z drugiej... biały krajobraz jest fajny i fotogeniczny ;-)
UsuńGratulację! Naprawdę fajny ten pomysł ze zdobywaniem szczytu co miesiąc. Trzymam kciuki za realizację! :) PS. Coraz lepsze zdjęcia Ci wychodzą, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńdziękuję! <3 nad jakością zdjęć staram się pracować - kiedy popatrzę np. na te z 2015 czy 2013 roku... jest różnica :D
UsuńSzlaki w zimowej scenerii są przepiekne, te zamrźnięte drzewa wyglądające jak królowe śniegu! My zaliczyliśmy taki sniezny malowniczy trekking w zimowej odsłonie w okolicach Jaworzyny. Trzymam kciuki za wiosenne zdobywanie szczytów :)
OdpowiedzUsuńdziękuję! :) zima w górach jest fajna, chociaż człowiek się męczy 3x bardziej, a pod śniegiem mało co widać - z tego ostatniego powodu chyba jednak wolę letnie łażingi :D
Usuń