Kiedy byłem w Budapeszcie w lecie 2015 roku, to miasto wydało mi się całkiem ciekawe. Wtedy odwiedziliśmy głównie Peszt i włóczyliśmy się - co by nie powiedzieć - po bardziej znanych miejscach. Nie łaziliśmy za bardzo po mniej znanych zakątkach, zresztą wtedy stolica Węgier była końcowym przystankiem w czasie bałkańskiej podróży.
Jeszcze w tym samym roku zaczęły się tanie połączenia Polskim Busem do Budapesztu - ale udało się pojechać dopiero ponad dwa lata później. Wreszcie! Jakoś pod koniec października (!) do systemu wskoczyły tanie bilety (27,50 w obie strony za osobę :-D ), więc kupiliśmy. I tym sposobem w zimny, poniedziałkowy wieczór 12 lutego siedzimy już z Mamą w autobusie jadącym na Węgry.
Wtorek rano, barbarzyńska godzina 6. Polski Bus dojeżdża na Kelenfold, wszyscy wysiadają. Ciemno, nic nie widać i pada - optymistyczne początki, nie ma co mówić... po "zwiedzaniu" dworca (budynek jest dość obskurny, zwłaszcza teraz), ruszamy na piechotę! Plan jest taki, żeby wyjść na Górę Gellerta, zobaczyć budzące się do życia miasto i zejść gdzieś w okolice centrum (powrót metrem).
Chodzimy po Budzie. Trafiliśmy chyba do jakiejś fajnej, nieturystycznej dzielnicy, co i rusz trafiają się różne dziwne rzeczy, które w ogóle nie kojarzą się z tym miejscem. A to budka telefoniczna (taka na kartę), a to ładne kafelki z numerami domów, a to garbus, a to dziwna dzwonnica kościoła. Typowe są chyba tylko tramwaje i - jak to w takich miastach bywa - klimaty kolejowe ;-)
Wychodzimy na jakąś odrapaną stację z błotnistym dojściem i zamkniętym przejściem na perony. Na budynku stare, drewniane litery... czytam nazwę. "BP. KELENFOLD". No to doszliśmy - z powrotem na dworzec, z którego startowaliśmy godzinę temu ;-) tym razem już nie bawimy się w żadne piesze wycieczki, tylko schodzimy do metra!
Nasz cel to budapeszteński parlament - czyli symbol tego miasta, grzech byłoby go nie zobaczyć! Jedziemy chwilę 4. linią metra na dworzec Keleti i bez ceregieli przechodzimy na 2. (czerwoną) linię - wysiadamy pod samym Orszaghaz (bo tak nazywa się parlament w języku Madziarów). Focimy, trzęsiemy się z zimna w deszczu ze śniegiem... i natykamy się na wciąganie flagi na maszcie przy dźwiękach (chyba) hymnu.
Teraz czas na langosze - bo to już tradycja w czasie wyjazdów do bratanków, grzechem byłoby nie spróbować! W Budapeszcie nigdy nie mogłem znaleźć żadnych - no ale od czego są internety! Po szybkim wygooglowaniu (jeszcze przed wyjazdem) znalazłem, że na targowisku (Hold utca) są dobre - więc niewiele myśląc, idziemy właśnie tam. Jeszcze fota pomnika Imre Nagy'ego /na mostku/ i... langosze, nadchodzimy!
Hala targowa na Hold utca wygląda w środku jak 5 razy mniejsza i skromniejsza wersja moskiewskiego GUM-u. Nie ma dużo ludzi, całość nie wygląda jak taka typowa hala targowa (chociaż to może zasługa godziny - wtorek, 9 rano), w ogóle mam wrażenie, że miejscowi raczej rzadko tu zaglądają. Langoszarnia się znajduje, ale jest jeszcze zamknięta (babka w środku dość kategorycznie pokazuje, że mamy "nie wchodzić", a sama zaczyna coś nawijać przez telefon). Chrzanimy langosze i zaczynamy już wracać w stronę parlamentu!
Po drodze mijamy jeszcze pomnik radzieckich gierojów wyzwolicieli - a po drugiej stronie jakby idący wprost na to Reagan. Skontrastowanie dwóch różnych światów...
Wracamy metrem na Keleti. Tym razem wychodzimy na górę - zobaczyć dworzec! Przypomina mi ten we Wrocławiu - ładny i klimatyczny, chyba był budowany w tym samym okresie (tzn. nie znam się za bardzo na architekturze, ale tak się domyślam).
Kierujemy się na Kelenfold. Dworzec autobusowy wygląda zupełnie inaczej, niż parę godzin temu - teraz większość obskurności znika! Autobus relacji Budapeszt-Wrocław przyjeżdża o czasie, 10.40 wsiadamy. Jest prawie pusto. Rozkładowy przyjazd do Krakowa o 17.20... węgierski i słowacki odcinek pokonujemy bardzo sprawnie (chociaż tradycyjnie Słowacja się dłuży). Schody zaczynają się w Polsce. Stoimy na granicy (można się poczuć jak za ledwo pamiętanych przeze mnie czasów przedunijnych i przedszengeńskich ;-) ) - trafiamy na wyrywkową kontrolę! Jakiś chłopak ma problem z paszportem, więc robi się z tego godzina stania - z Chyżnego ruszamy dość grubo po czasie. Ale granica to jeszcze nic, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu jest... korek w Skomielnej. W weekendy nie ma, a w środku tygodnia się zrobił - logika zakopianki ;-) tym sposobem w Grodzie Kraka jesteśmy dopiero na 19.45, ponad 2 godziny po czasie.
Wyjazd był super - chociaż krótki, pogoda trafiła się dość średnia, a autobus powrotny mocno się spóźnił. Budapeszt to ładne miasto, myślę, że kiedyś jeszcze tam wrócę - zwłaszcza, że wcale nie jest tak daleko; Kraków od węgierskiej stolicy dzieli tylko niecałe 400 km! A mniej oczywiste miejsca wcale nie jest tam tak trudno znaleźć :-D
Może zainteresować Cię też:
Na Węgry jeżdżę od 2014 roku - udało mi się tam być już kilkanaście razy! Odwiedziłem Balaton, Budapeszt, ale też Góry Zemplińskie na wschodzie kraju czy rozległe południe Węgier. Wybierasz się tam? Przeczytaj moje artykuły o "Madziarach"! A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie (i o moich podróżach) na bieżąco, dołącz do grona fanów na FB: fb.com/zamiedzaidalej. Będzie mi bardzo miło! :D
Mimo, że pogoda Wam się nie udała zachęciłeś mnie do odwiedzenia tego miasta. Widzę, że latem będzie tam naprawdę pięknie!
OdpowiedzUsuńi jest - chociaż kiedy byłem w lecie 2015, to i tak nie było widać wszystkich zalet tego miasta (bo było pod chmurą) :)
UsuńUwielbiam Budapeszt, ale zdecydowanie letnią porą albo totalni zimową - w zaśnieżonej odsłonie. Wyjątkowe miasto na mapie Europy, trzeba je zobaczyć!
OdpowiedzUsuńnam się akurat tak trafiło, że pogodowo ani wiosna, ani zima ;-) zgadzam się, że Budapeszt jest wyjątkowy. Grzech nie zobaczyć, zwłaszcza, że to tylko 300 km od granicy Polski!
UsuńCiekawy kierunek, który wcale nie jest tak daleko jak się wydaje ;) wyjazd weekendowy do Budapesztu mógłby być ciekawą opcją
OdpowiedzUsuńpotwierdzam, stolica Madziarów to fajny pomysł na weekend! Zwłaszcza kiedy startujemy z południowej Polski :) (ew. z Wawy - lata WizzAir)
UsuńPiękne i klimatyczne miasto :) Mimo deszczu prezentuje się naprawdę pięknie :)
OdpowiedzUsuńfajne jest! :D
UsuńBudapeszt jest super, sami byliśmy tam kiedyś na weekend 11-osobową ekpą. Nawet jak pada jest sporo rzeczy do robienia :)
OdpowiedzUsuńw 11 osób musiało być grubo! :-D
UsuńMiasto niesamowitych kontrastów.
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić!
Usuń