Początek. Szybka decyzja na dworcu
Wyjeżdżam z Krakowa o wręcz skandalicznej porze - 8.45. Na zakopiance objazdy (ale nawet nie ma korków!), więc w mieście pod Tatrami melduję się dopiero po 11 (!). Bus do Strążyskiej zdążył mi już odjechać (a nie chce mi się czekać godzinę na następny) - początkowy pomysł był na Sarnią Skałę, ale ta opcja siłą rzeczy odpada - i muszę coś szybko wymyślić. Chochołowska? Kościeliska? Kopieniec? Gęsia Szyja? :-D
Jest prawie 12, więc wycieczka musi być stosunkowo krótka - wymyślam właśnie Gęsią Szyję. Nie byłem tam sto lat, nie mam żadnych zdjęć, to była moja pierwsza wycieczka w Tatry w ogóle - prawie 5 godzin łażenia po reglach w ulewie, 2012 rok. Było super, pamiętam też, że szlag mnie trafiał przy zejściu na Rusinową - schody, których końca nie było widać we mgle ;-)
Przed wybraniem się w te rewiry powstrzymywała mnie właśnie... krótkość tej wycieczki. Wejdę na Gęsią, no i co potem? Powrót na Rusinową - nie można za bardzo iść stamtąd gdzieś dalej i właściwie trzeba schodzić. Szlaki na Halę i Cyrhlę - nuda, bo pozbawione widoków. No nic, pójdę na tą Gęsią - i zobaczę, jak mi się będzie szło!
Wybieram zielony szlak z Wierch Porońca - moje ulubione dojście na Rusinową, 100 razy ciekawsze od tego z Zazadniej - przynajmniej tutaj widoki przebijają się od samego początku. Spotykam parę osób, jest nawet jedna wycieczka dziarskich emerytów ;-) po 45 minutach dochodzę na polanę. Oczywiście na Rusince obowiązkowa sesja zdjęciowa - bo, co tu dużo mówić, jest pięknie. Przede mną słowackie, miejscami jeszcze ośnieżone tatrzańskie szczyty! Siedzę tam dobre 20 minut i gapię się na góry - widoki zwalają z nóg!
Po schodach na Gęsią Szyję...
Dobra, dość tego. Zaczynam mozolne pełzanie w górę - najpierw polaną, a potem lasem, ciągle po schodach. Można się zmachać, ale jednak dzisiaj szlak wygląda wręcz jak żwirowy chodnik. 50 minut później melduję się na szczycie, prawie półtora kilometra nad poziomem morza. Trochę skałek, trochę ludzi i panorama - tym razem nie tylko na słowackie olbrzymy, ale też na regle i Beskidy ;-) oczywiście robię niezliczoną ilość zdjęć!
Na szczytowych skałkach mam trochę rozkminę, jak iść. Pierwsza myśl to wracać po ludzku przez Rusinową Polanę na Palenicę Białczańską, czyli godzina schodami w dół i jestem w busie. No ale właśnie - ten pomysł jest do bólu normalny, zresztą specjalnie nie lubię schodzić tą samą drogą. Ale... wracam myślami do pierwszej tatrzańskiej wycieczki. Przeszliśmy wtedy kawałek czerwonego szlaku od Wodogrzmotów do Równi Waksmundzkiej - a po powrocie dowiedziałem się, że tam idzie się jeszcze dalej, prawie że do samego Zakopca (a dokładniej to na Cyrhlę). Podobno łatwo i niesamowicie nudno - więc czas to sprawdzić i przy okazji po 6 latach dokończyć tę trasę ;-)
Więc szlak czerwony. Zejście z Gęsiej, jeszcze za zielonymi znakami, jest dużo przyjemniejsze od wejścia, ale za to pod nogami pełno korzeni - chyba cała ścieżka składa się głównie z nich! ;-) Po chwili schodzenia jestem na Równi Waksmundzkiej (fajny widok na Tatry Bielskie, które wyglądają, jakby była jesień + niezłe miejsce na piknik).
Lasem w stronę Cyrhli
Parę minut przed 17 Psia Trawka, jeszcze tylko godzina w dół na Cyrhlę. W pewnym momencie zatrzymuję się - drogę zagradza mi wiedźma... która po bliższym zbadaniu okazuje się kawałkiem pnia z korzeniami. Ufff! Creepy korzeniowi udało się mnie przestraszyć ;-)
Potem znowu las, ale teraz przynajmniej coś widać (głównie pogórze, ale po 7 km lasu nie będę wybrzydzać). W samym lesie najbardziej odcina się ziemia z korzeniami zwalonych drzew, które wyglądają jak niedźwiedzie - tym sposobem ten odcinek pokonuję w dość żwawym tempie ;-) i po minięciu budki z biletami (teraz zamkniętej na głucho) dochodzę już prosto na Cyrhlę.
Na koniec sesja zdjęciowa. W Cyrhli jestem pierwszy raz - nie miałem pojęcia, że stamtąd są TAKIE widoki na Tatry (zwłaszcza jak na to, że to jednak dzielnica miasta). A później to już tylko zjazd do Zakopca i tradycyjny powrót Szwagropolem do Krakowa. Regle po raz kolejny pozytywnie zaskakują!
Rusinowa Polana i Gęsia Szyja okazały się wręcz idealnymi celami na popołudnie albo na wiosnę. Chociaż ze schodami na tę ostatnią się nie polubiliśmy, to jednak i tak było fajnie! A z kolei dalsza część szlaku, chociaż widokowo nie powala na kolana, okazała się dość przyjemna - a na końcu Cyrhla (a raczej widoki z niej) była chyba największym zaskoczeniem na całej wycieczce. 16 km po reglach zrobione - nawet na takim, teoretycznie nudnym szlaku, można się nie znudzić ;-)
Może zainteresować Cię też:
Tatry - najwyższe góry w Polsce, przez dość długi czas rzadko były moim celem podróżniczym. Teraz podoba mi się tam w zasadzie tak bardzo, jak w różnych innych górach - zajrzyj tutaj, żeby zobaczyć moje tatrzańskie artykuły. A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
właśnie widzę, że iście wiosennie i pięknie! dobrze, że wykorzystałeś okazję! no i w ogóle ludzi nie widzę, nieźle! pamiętam majówkę sprzed roku w Tatrach - śniegu masa, zagrożenie lawinowe jakiegoś 3 stopnia i ogólnie mgły ;-)) a tu wiosna, niemal lato pełną parą! ekstra!
OdpowiedzUsuńteż pamiętam ubiegłoroczną majówkę - był śnieg i lawinowa trójka/czwórka ;-) a w tym roku pięknie, nawet zagrożenie lawinowe przestali ogłaszać chyba 30 kwietnia! wyjątkowo wcześnie wytopiło ten śnieg :-)
UsuńDawno nie byłam w górach i przypomniałeś mi jak bardzo za nimi tęsknie <3
OdpowiedzUsuńGóry są super! <3
UsuńAleż ja dawno nie byłam z Tatrach. Aż się stęskniłam po Twojej relacji!!
OdpowiedzUsuńTatry są fajne! chociaż jest dużo ludzi, a same góry nie są wielkie (w sensie powierzchni) - to i tak je lubię! Może czas wrócić...? :-D
UsuńJejku jakie te tatry są nieziemsko piękne. Tęsknię za nimi. Przynajmniej jak się czyta takie relacje to się serce raduje. A co do tych emerytów, co spotkałeś po drodze to mógł być mój dziarski tato, który każdy weekend spędza w ukochanych górach.
OdpowiedzUsuńgratulacje dla Twojego Taty! fajnie, że chodzi po górach mimo wieku :-)
UsuńWidzę, że miałeś genialną pogodę, zazdroszczę ;) Wycieczki górskie to rzecz, którą uwielbiam, zatęskniło mi się aż za tego typu wyprawą :)
OdpowiedzUsuńfaktycznie było dość ładnie :) a góry są spoko! szkoda, że z Wawy tak daleko...
UsuńWciąż sobie pluję w brodę, że mieszkając całe życie w Krakowie tak rzadko wychodziłam w góry. Teraz, z drugiego końca Polski, patrzę z zazdrością na zdjęcia!
OdpowiedzUsuńja przez pierwsze 15 lat życia też dość rzadko byłem w górach. A teraz... góry to jeden z powodów, dla którego ciężko by mi było żyć w Wawie :-D
UsuńPrzepiękne widoki! Dla samych tych widoków z gór chętnie bym się tam wybrała :) Tak dawno tam nie byłam, że chyba powinnam zaplanować jakiś wyjazd... Ale nabrałam ochoty na góry!
OdpowiedzUsuńsuper! :-D
Usuń