I pewnie nie udałoby mi się zebrać, gdyby nie to, że Flixbus wrzucił tanie bilety - za 99 groszy w jedną stronę ;-) Nie zastanawiałem się za długo i dwa tygodnie później, w poniedziałek rano siedziałem już w autobusie na Śląsk. Pierwsze zaskoczenie - totalny brak ludzi (razem ze mną i kierowcą w autobusie było 5 osób)...
Wysiadam na dworcu. Pierwszy cel to sztandarowe miejsce Katowic - czytaj Spodek. Ogromna hala widowiskowa, która - kiedy widziałem ją od zewnątrz - nie zrobiła na mnie za dużego wrażenia (do środka niestety nie udało się wejść, zamknięte). Za to w prawo idą schody na zieloną górkę (po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się, że to dach centrum kongresowego) o wdzięcznej nazwie "Zielona Dolina" - z góry są całkiem ładne widoki na miasto. Siedzę na "szczycie" dobre 10 minut, a potem schodzę już na drugą stronę - w kierunku kopalnianej, czarnej, metalowej wieży.
W miarę przybliżania się do niej widzę inne, mniejsze budynki - podchodzę pod nie (pod część się nie da, bo ogrodzone) i widzę, że to rzeczywiście kopalnia, tyle że już niedziałająca. Wieża też się wlicza do tego terenu, teraz przeznaczonego na Muzeum Śląskie. W poniedziałek zamknięte. Więc oglądam sobie poprzemysłowe tereny muzealne od zewnątrz. Całość wygląda bardzo fajnie - zrobili to miejsce w podobnym stylu jak Manufakturę w Łodzi, z jednej strony jest odnowione, a z drugiej nie straciło swojego klimatu! :-D
Dalej nie mam celu. A w zasadzie to cel jest - Nikiszowiec - tyle że mapa pokazuje spory kawałek do niego. Idziemy - tak jak prowadzi droga, bo ona też jest celem ;-) początkowo przez starą część miasta (w tak zwanym międzyczasie łapię też bloki w kształcie gwiazdy), a potem wchodzę na Zawodzie, w okolice dworca. Niby środek Katowic, a wygląda zupełnie nie jak spore miasto. Pyliste ścieżki, dzikie drzewka owocowe i cisza (przynajmniej w porównaniu z tym, co jest 5 km dalej). W ogóle mam wrażenie, że Śląsk jest mocno zielonym regionem - wszędzie lasy i natura, moim zdaniem dużo więcej, niż w Krakowie. Coraz bardziej mi się podoba!
Kolejne 40 minut to trasa asfaltową ścieżką, brzegiem lasu. Dochodzę do Galerii Szyb "Wilson", jednej z większych polskich galerii sztuki współczesnej, urządzonej w pokopalnianych budynkach. Pod nią łapię jeszcze parę sympatycznych instalacji:
Następny etap to już właściwy Nikiszowiec. Familoki z ciemnoczerwonej cegły sprzed 100 lat, otoczone wszechobecną zielenią - tak najkrócej można byłoby opisać to miejsce, które mocno kojarzy mi się z Łodzią. Idę pod drzewami, na liczniku już 13 km... zdecydowanie jest fajnie! Pozwalam sobie też na wejście na jedno patio pomiędzy familokami, co oczywiście owocuje sesją foto (zero zaskoczenia, wiem). Sytuację psuje tylko coraz bardziej uwierający but.
Jest prawie 14, a powrotny autobus mam o 16. Nie chce mi się wracać tą samą drogą, więc decyzja na zaplanowanie ostatnich dwóch godzin na Śląsku może być tylko jedna - iść na Zawodzie, przejechać pociągiem na dworzec główny i stamtąd podejść na autobus. Przez chwilę idę jeszcze wzdłuż familoków, a potem kieruję się do lasu.
Mijam fontannę z bliżej niezidentyfikowaną rybą na czubku (cokolwiek artysta miał na myśli) i idę wzdłuż ogródków działkowych, a potem już prosto do lasu. Nagle, już po przejściu prawie całkiem pozarastanego przejazdu kolejowego, przy przystanku... malwa. Jeden kwiatek po prostu sobie rośnie. Las, a tu nagle nie wiadomo skąd malwa - ale wygląda ładnie! :-D ciąg dalszy drogi przez las to po prostu nudnawa ścieżka, nic specjalnie się nie dzieje. Aż do... cmentarza, a dokładnie to jego bocznej, zagubionej gdzieś między pokrzywami bramy, która chyba dawno nie widziała oliwy - w każdym razie mocno skrzypi. Oczywiście to nią wchodzę, ma klimat!
Za cmentarzem ostatnia prosta do Zawodzia. Moja prawa stopa czuje trawę, po której idę, coraz wyraźniej - wreszcie odwracam but... dziura w podeszwie, a do przejścia jeszcze 3 km. Dalsza część trasy wiedzie terenami przemysłowymi, trafia się też kolejny prawie całkiem zarośnięty trawami przejazd kolejowy. Po chwili dochodzę na dworzec. Stacja jest malutka i nie wyróżnia się właściwie niczym, poza głosem pani czytającej informacje ;-)
Mam jeszcze na tyle czasu, że nie muszę wsiadać do najbliższego pociągu, mogę pobyć w tym miejscu dodatkowe 20 minut (to jedna z rzeczy, które bardzo mi się spodobały - częste pociągi). Pierwszy skład jest stary - jeden z fajniejszych typów pociągów (mam nadzieję, że drugi też taki będzie). A 20 minut później podjeżdża kolejny, ale już nowy... wsiadam, płacę 2,52 za bilet (to ważne. Tym sposobem za pokonanie jednej stacji w Katowicach zapłaciłem więcej, niż za przejazd autobusem z Krakowa w obie strony) i jadę na główny - jedną stację.
Po przejażdżce pociągiem starcza mi jeszcze czasu, żeby zobaczyć katowicki dworzec główny od zewnątrz (nie urywa ręki, nogi ani żadnej innej części ciała), porobić parę zdjęć w okolicy i po prostu iść już na autobus. Zdążyłem jeszcze obejść z 5 razy dworzec autobusowy ;-) powrotny autobus przyjeżdża o 16. Teraz jeszcze tylko godzina drogi. 21 km po Katowicach przechodzone, podeszwa rozwalona - ale i tak było super!
PS. Koszt wyjazdu wyniósł zawrotne 4,50 zł (1,98 bilety z Krakowa do Katowic i z powrotem, 2,52 przejazd pociągiem) :-D
Może zainteresować Cię też:
Pomimo tego, że większość moich wyjazdów jest zagraniczna, to zwykle udaje mi się wygospodarować kilka dni w roku, żeby odwiedzić miejsca w Polsce, bo też mogą być ciekawe - odwiedziłem ich już trochę! Aha, jeśli chcesz dowiadywać się o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na FB (fb.com/zamiedzaidalej)
Katowice bardzo się zmieniły na przestrzeni lat. Bywałam tam ostatnio dość często i pod kątem nowych inwestycji miasto robi wrażenie. Ale najważniejsze - blisko stamtąd w góry :)
OdpowiedzUsuńbliskość gór to najważniejsza rzecz! właśnie dlatego mieszkam w Krk, bo jest stosunkowo niedaleko i można wyskoczyć nawet na jednodniówkę :-D
UsuńBardzo lubię Katowice i cenię je za rozwój, które poczyniły!
OdpowiedzUsuńto mamy podobnie!
UsuńKatowice to jak dla mnie, jedno z najbardziej nieodkrytych miast w Polsce. Chociaż pamiętam, że jak byłem w kwietniu, w ciągu tygodnia, jak chodziłem po 22, po mieście to było na maxa wymarłe.
OdpowiedzUsuńcoś w tym jest, że niektóre miasta są wymarłe w nocy w środku tygodnia - np. Kato właśnie, myślę też, że Opole, Olsztyn albo Łódź też mogłyby tak wyglądać
UsuńCieszę się, że podobało Ci się moje miasto! To jedno z najbardziej zielonych miejscowości w Polsce - lasy zajmują ok 40% powierzchni, więc miałeś dobre wrażenie ;) Zapraszam ponownie, bo inne ciekawe miejsca czekają na odwiedzenie np Teatr czy Muzeum Śląskie.
OdpowiedzUsuńbardzo fajny pomysł, żeby tam wrócić! np. zimą? :-D
UsuńZimą koniecznie odwiedź Muzeum Śląskie, jest tam świetna interaktywna wystawa o dawnym życiu i historii Górnego Śląska, Powstań Śląskich, itp., a także w niedawno otwartym budynku MŚ interaktywna zabawa inspirowana przygodami Tomka z książek Alfreda Szklarskiego. Przy Rondzie jest najwyższy (jeszcze) budynek Katowic hotelu Altus, poproś w recepcji o możliwość wyjazdu do kawiarni na szczycie budynku, skąd masz niezwykłą panoramę miasta :)
Usuńo tym w ogóle nie wiedziałem! Kiedy byłem w Kato, Muzeum Śląskie było zamknięte (poniedziałek :( ). A budynek Altusa muszę odwiedzić, bo uwielbiam różne punkty widokowe - dzięki!
UsuńTo teraz koniecznie polecam jakiś dobry koncert w Spodku! Dla mnie jedno z przyjemniejszych miejsc na takie wydarzenia ;-)
OdpowiedzUsuńw Spodku prawdopodobnie będę w tym roku - więc stay tuned! :-D
UsuńKatowice to jedno z najbardziej zielonych miast w Polsce (jeśli chodzi o powierzchnię lasów, parków itp.), więc Kraków prawdopodobnie bije ;)
OdpowiedzUsuńA dworzec to de facto dodatek do galerii handlowej...
niestety dworzec nie wygląda jak dworzec, tylko jak galeria. Zero klimatu, zresztą tych fajnych stacji jest już coraz mniej... nawet kolejowy w Zakopcu przebudowywują ;/
Usuńa co do zieloności - i fajnie, że w Kato to widać! zresztą w ogóle tego typu miasta dość często są zielone