21 maja 2015

Kwietniówka Wschodniobałkańska 2015. Część 3 - trzy pory roku jednego dnia.

Wtorek, 21 kwietnia 2015
W nocy było dość zimno, ale wystarczyło przykryć się śpiworem i kocem - i już było OK, ale tak czy inaczej noc była dość długa... (notabene było -2 stopnie). Kto by pomyślał, że na Bałkanach może być mróz? Trochę nie doceniłem pod tym względem Maramuresu.

Plan na ten dzień mamy dosyć luźny - planujemy dotrzeć do Borsy (jeszcze plan z wczoraj), jak pogoda pozwoli - pójść w góry, nie myślimy nawet, że dotrzemy do Suceavy, ani tym bardziej do Mołdawii - do granicy mołdawskiej mamy 340 km, a do Suceavy - 230.






Wstajemy o 8, jemy śniadanie i wyruszamy punktualnie o 9.10. Pierwszy przystanek jest już po paru kilometrach - miasteczko Barsana, a dokładniej Manastirea Barsana. Zatrzymujemy się, jesteśmy jedynymi gośćmi. Koło kasy jest napisane, że wejście płatne (30 RON/osoba), ale w kasie nie ma biletera - wchodzimy za darmo. Niestety, dostajemy się tylko na dziedziniec, bo wnętrza porozrzucanych po terenie klasztoru budynków są zamknięte na głucho... dobre i to!
Na bramie klasztoru jest napisana historia (również w angielskiej wersji), z której mniej więcej udaje mi się zrozumieć, że monastyr jest z XIV wieku, potem w XVIII wieku zajęli go Austriacy, a obecne budynki pochodzą... z lat 90. XX wieku.






Generalnie rzecz biorąc, Manastirea Barsana pod względem ducha miejsca przypomina Czerną, ale nie ma np. sklepików z pamiątkami. Humorystyczną ciekawostką jest to, że zakonnice w Rumunii jeżdżą BMW, burżuje ;). Ogólnie cały monastyr jest fajnym miejscem do zwiedzania (co najlepiej pokazują zdjęcia).




Jedziemy dalej - po chwili zajeżdżamy do Rozavlei (taka wioska 15 km od Barsany). Aktualnie odbywa się targ - wysiadamy! Po szybkim 'obczajeniu' terenu (niestety 90% rzeczy na tym targu made in China), postanawiamy kupić kiełbasę. Facet sprzedający bardzo miły, pyta się (mieszanką angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego), skąd jesteśmy - okazuje się, że co prawda w Polsce nie był, ale za to pracował w Niemczech... generalnie fajny człowiek, polecam! :)





Po 40 minutach ładnej, "jesiennej" drogi z Rozavlei jesteśmy w Borsy - to taka miejscowość wypoczynkowa, coś a la nasze Zakopane, tylko bez Krupówek. Ruch jest dość spory, robi się 0 stopni i zaczyna sypać śnieg, jest zimno. Chcemy jak najszybciej stąd wyjechać (bo jedyny plus tego miejsca, to taki, że widać stąd Pietrosul, na którego mieliśmy ochotę wyjść, ale wszędzie wokół jest pełno śniegu) i kierować się na Mołdawię - wjeżdżamy w góry. Wspinamy się autem coraz wyżej, droga jest dziurawa i wąska... na szczycie drogi (Pasul Prislop 1416 m.n.p.m) jesteśmy o 13.30. Śnieg mocno sypie, wiatr, wokół pół metra śniegu i -4 stopnie... a ja w adidasach :D (na szczęście żadnej choroby nie złapałem). No, ale wokół zima - nawet funkcjonują wyciągi narciarskie...











Zjazd z Prislopu jest już nieco mniej ciekawy - pierwsze 20 km widoki są piękne (nie umiem ich opisać, to trzeba pokazać na zdjęciach), ale później pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że dalszy odcinek (30 km) jest... dość nudny - jedzie się wzdłuż rzeki, wokół śnieg (no dobra - ten odcinek może nie jest nudny, ale szału nie robi).





W Iacobeni, 80 km za Borsą, odbijamy w kierunku Suceavy. Jakieś 15 km za rozjazdem trafiamy na parking, schodzimy umyć ręce w zimnej rzece. Wokół pełno śmieci... następny przystanek to Campulung Moldovenesc. Zatrzymujemy się na obiad w tawernie przy drodze - ja zamawiam smażone pieczarki (wybór w ciemno, danie kosztowało 8 RON i było na liście Garnituri), a Tata ciorbę (rumuńskie flaczki, narodowa potrawa). Dają nam do tego okrągły chleb rumuński, pyszne!
Oczywiście zaraz dokupujemy sobie tego chleba w piekarni (za 2 RON, przelicznik do PLN 1:1).

Po postoju w Campulung Moldovenesc, jedziemy do Suceavy (większe miasto 70 km dalej). Przed Suceavą krajobraz się zmienia - gdzieś znikają te góry, zaczynają się zielone pagórki, prześwituje czarna ziemia, robi się cieplej... zaczyna się Bukowina, piękny region, robi się wiosennie.








W Suceavie uzupełniamy profil na FB i parę innych pierdółek (w McDonaldzie; nie, nie jemy tam - nie jadamy w takich przybytkach). Jest 18.30. Z braku lepszego pomysłu na resztę dnia, jedziemy do przodu, w kierunku Mołdawii...

Zaraz po przekroczeniu rzeki Siret krajobraz się zmienia - niby górki podobne, ale wszystko jest takie żółte, bardziej rolnicze - wjeżdżamy do okręgu Botosani. Parę chwil później wjeżdżamy właśnie do Botosani, ostatniego większego miasta przed mołdawską granicą. Na rondzie źle skręcamy... zaliczamy miejski off-road (tj. bardzo wąska droga pod górkę, jeden samochód mieści się z trudem - żeby tego doświadczyć, trzeba odbić z drogi 29 w prawo w miasto - na wjeździe będzie odchylony znak STOP, polecam ;) ). Oprócz tego "offa", Botosani zapamiętałem jako miasto kabli. Na każdej latarni i każdym słupie zwoje kabli...

Poza kablami i "offem", w Botosani nie ma nic ciekawego (podobno są tam jakieś katolickie kościoły, ale raczej nie jestem entuzjastą tego typu zabytków). Szczerze mówiąc, nie lubię większości dużych miast - Botosani należy właśnie do tej większości. Miasto przemysłowe, jest ich na pęczki, generalnie taki moloch trzeciej kategorii - my potraktowaliśmy je tranzytowo, bo raczej nie mieliśmy w planach zwiedzania miast w Rumunii, zresztą to był już wtorek - a najpóźniej w niedzielę w południe powinniśmy być w Polsce.







Jedziemy w kierunku przejścia granicznego Stanca - Costesti. 35 km przed granicą, o 20, znajdujemy fajną miejscówkę noclegową (na starej drodze 29D, poniżej nas jest nowa droga) - jest jeszcze jasno, więc od razu robię fotki. Wieczór mija w ulewie, a my gadamy i śmiejemy się - ogólnie jest fajnie :D.

Nie dość, że zaliczyliśmy 3 pory roku, to jeszcze różną pogodę - od słońca, przez chmury i deszcz, po śnieg i mróz. Dość spory rozrzut w jednym dniu ;)


Przejechaliśmy 303 km.

S.
Share:

4 komentarze:

  1. Jej, jak Rumunia niesamowicie wygląda wiosną! Byłam w części tych miejsc, ale latem, kiedy wiadomo - pięknie i cieplutko. Ale to zupełnie co innego, zupełnie inny świat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a ja jestem ciekawy, jak to wygląda latem na żywo ;) niemniej jednak Rumunia chyba zawsze niesamowicie wygląda na różne sposoby, dam sobie głowę uciąć, że jeszcze tam wrócę :D

      Usuń
  2. Mołdawię planowałem w ubiegłym roku (wybrałem jednak Albanię) i w tamtą stronę generalnie chciałem jechać podobnie jak Wy :) Ale oczywiście latem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) a my planowaliśmy w ubiegłym roku Albanię - ale Mołdawia też jest piękna :)

      Usuń





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com