Wstajemy o 11. Niestety, już pojutrze koniec wolnego (szkoła/praca), więc trzeba wracać do Krakowa. Jednak zanim to nastąpi, chcemy pojeździć nieco na nartach jeszcze w Beskidach i jeszcze w lutym. Wybór pada na Szczyrk.
W Szczyrku jesteśmy na 13. Kupujemy dwa 3-godzinne skipassy i udajemy się na jeżdżenie - generalnie jest OK, tylko Golgota... w normalnych warunkach poradziłbym sobie (już 2 lata temu sobie radziłem), a tak to wszędzie muldy, rozjeżdżone, trzeba zwalniać...
Na szczęście trasy na Hali Pośredniej i Skrzyczeńskiej zdają egzamin, nie to, co Golgota, więc zjeżdżamy głównie na Skrzyczeńskiej, bo po prostu najlepsze warunki i najmniej ludzi.
No, ale jest jeszcze jedna rzecz - nasz końcowy zjazd - z samej góry (Małe Skrzyczne) na sam dół (Solisko) - umówiliśmy się, że zrobimy to bez zatrzymania - prawie się udało, zatrzymujemy się dopiero niedaleko przed Soliskiem z powodu wywrotki Taty :)
Generalnie rzecz biorąc, polecam Szczyrk - naprawdę warto, ma klimat, są fajne, zróżnicowane trasy - ma osobistą rekomendację ode mnie ;)
Wracając do relacji - o 16.30 wracamy do auta i jedziemy - już w zasadzie prosto do Krakowa, z małym przystankiem na jedzenie (takie sobie, knajpka, w której to jedliśmy, zresztą też średnia) kawałek za Bielskiem. W Krakowie jesteśmy o 19.
Podsumowanie
Przejechaliśmy jakieś 400 km, 3 razy jeździliśmy na nartach (na 3 stokach), odwiedziliśmy 3 kraje, byliśmy w Beskidach 3 dni. Coś często ta trójka się powtarza ;)
A tak bardziej serio - było fajnie, jeździło się też dobrze - generalnie świetny wyjazd, chociaż niby niedaleki i nieciekawy - w Polsce też może być OK (szczerze mówiąc, wolę zagraniczne podróże, ale ta wycieczka była dla mnie taką lekcją, że Polska również może być ciekawa - ale na pewno nie odpuszczę podróży zagranicznych, dodam do nich jeszcze krajowe!).
S.
0 komentarze:
Prześlij komentarz