Drugi dzień naszego beskidzkiego wyjazdu. Wyjeżdżamy o 13 (lenistwo vol. któraś tam). Pierwszy cel to oddalony o 7 km styk trzech granic, Polski, Słowacji i Czech. Jesteśmy tam na 13.30, robimy zdjęcia, jest pięknie, zimowo, nikogo oprócz nas nie ma... no prawie. Kiedy przechodzimy na czeską stronę, przyczepia się do nas... kot. Czyżby Czesi zachowali kontrolę celną na swoich granicach? Tak czy inaczej, celników mają teraz bardzo fajnych ;)
Robimy zdjęcia (jak na ironię najciekawszy dzień, a aktualnie nie mam żadnego zdjęcia z niego) i wracamy do Polski... jednak nie całkiem. Jedziemy przez Koniaków, parę kilometrów przed główną drogą odbijamy w prawo, jedziemy jakimiś totalnie bocznymi, leśnymi dróżkami do Lalik. Stamtąd do Zwardonia, jest 14.40. Witaj, Słowacjo, po raz drugi!
Słowacja
Przez Słowację nie jedziemy zbyt długo, jakieś pół godziny, a nasze stopy nawet nie dotykają słowackiej ziemi (będzie tak przy dwóch kolejnych przejazdach przez ten kraj). W Svrcinovec skręcamy na czeskie przejście graniczne. Po 18 słowackich kilometrach, nie niepokojeni przez nikogo, wjeżdżamy do Czech.
Czechy
O 15.30 jesteśmy w przygranicznym miasteczku Jablunkov (położone jakieś 10 km od granicy). Łazimy trochę, jest ładne - starówka chociaż jest bardzo mikro-mikro, to ma swój urok, a już po drugiej stronie rzeki Lomna miasto przypomina biedną wieś. Ma swój klimat. W Jablunkovie wymieniamy: 100 PLN - 680 CZK (koron czeskich) i idziemy do PennyMarketu (taka lokalna Biedronka) kupić coś do jedzenia - jakieś mało konkretne rzeczy. Ostatecznie zostaje nam 80PLN w koronach czeskich, a jak na ironię, vyprazenego syra nigdzie po drodze do Polski nie widzimy. Ostatecznie w Polsce jesteśmy o 16.30.
Polska
W kwaterze jesteśmy na 17. Ekspresowo przebieramy się i hajda na stok - tym razem Złoty Groń w Istebnej. Jedziemy i już o 18 jesteśmy na stoku. Kupujemy skipassy i jeździmy. Ogólnie ta góra jest świetna, bo niby nie taka stroma, a jedzie się szybko, poza tym nie jest jakoś bardzo popularna. Do tego zaliczyłem dość fajny upadek - skoczyłem z muldy i nie podniosłem się... przejechałem trochę, "siedząc" na nartach, a później bęc w śnieg ;)
O 22 ponownie jesteśmy w kwaterze, idziemy spać tradycyjnie o północy.
S.
0 komentarze:
Prześlij komentarz