Wyjeżdżamy koło 9. Naszym dzisiejszym, serbskim celem jest kanion rzeki Uvac, położony ok. 50 km od miejscówki noclegowej. Jadąc do niego, zauważamy ładne, górskie jezioro o wdzięcznej nazwie Zlatarsko (jesteśmy w górach Zlatar, to jezioro Zlatarsko musi być!). Oczywiście zaraz zjeżdżamy z drogi i idziemy się kąpać. Dno jest kamieniste, ale za to woda ma taką przejrzystość, że aż się prosi o popływanie! Widać, że Serbowie dbają o swoje środowisko.
Woda w jeziorze (które tak naprawdę to sztuczny zbiornik) jest dosyć chłodna, co jest naprawdę przyjemne (bo jest 30 stopni - uroki południa Europy ;) ) i daje fajne uczucie odświeżenia. Polecam!
Po wymoczeniu się w wodzie, jedziemy do kanionu Uvac. Zupełnie nie wiedziałem wcześniej, gdzie to jest, ani czy warto tam jechać. Był po drodze, to podjechaliśmy. Po zajechaniu do kanionu dosyć trudno mi opisać to miejsce... ale o tym będzie jeden z kolejnych wpisów :)
Na samym początku "zwiedzania" zatrzymujemy się na mikro-parkingu, oglądamy ścieżkę przyrodniczą (ufundowaną przez polskie MSZ) i chodzimy trochę po tamie, która spowodowała powstanie jednego z dwóch jezior na rzece Uvac - Sjenickiego (drugim jest Zlatarskie, w którym się kąpaliśmy). Potem wsiadamy w auto, przejeżdżamy całą zaporę i mamy rozjazd - droga w dół i w górę. Najpierw wybieramy tą w dół - zjeżdżamy do elektrowni wodnej.
Pod elektrownią jest naprawdę spory parking, nikogo oprócz nas nie ma. Zaraz, jak wychodzimy z auta, ochroniarz elektrowni mówi nam, że nie wolno tu parkować. To po co parking, na którym nie wolno parkować? ;) po tej wiadomości zwijamy się stamtąd, wracamy do rozwidlenia i wybieramy drogę w górę.
Chwilę po skręceniu w górę, robimy ostry skręt w prawo, w szutrową drogę (był drogowskaz chyba na punkt obserwacyjny za 1000 m). Po paruset metrach mamy drogę z widokiem z góry na cały kanion! Jedziemy jeszcze jakieś 2 km i tam... normalnie widok jest nieziemski!
Po podziwianiu kanionu, postanawiamy kierować się do Czarnogóry (jest już 12.30). Po drodze do granicy robimy 2 przystanki - pierwszy w Prijepolje, ostatnim większym serbskim mieście, na obiad (zamówiłem cevapi - było pyszne i tanie - kosztowało tylko 360 RSD/12 PLN! :D), a drugi tuż przed granicą, na przełęczy Jabuka. W tym drugim przypadku nie obyło się bez pamiątkowej fotki z tabliczką i jabłkami - jak Jabuka, to jabłka muszą być! :)
O 15.20 jesteśmy na granicy serbsko-czarnogórskiej. Obie odprawy szybkie, sprawne i bezproblemowe, tylko nie wbili nam w ogóle pieczątek (co powoduje, że z naszych paszportów może wyglądać, że dostaliśmy się tam na "krzywy ryj"). No cóż, inna mentalność ludzi...
Pierwsze wrażenie z Montenegro (bo tak też jest nazywana Czarnogóra) jest delikatnie mówiąc, nieszczególne. Zatrzymujemy się zaraz za granicą, a tam przy drodze śmieci i widok na kopalnię węgla w mieście Pljevlja. Od razu chciałem wracać do Serbii... ale zaraz przejechaliśmy Pljevlję i było już dobrze. A 40 km dalej... kanion Tary z ciekawym mostem - WOW!
Po oglądaniu wąwozu (to uczucie, kiedy stoisz na moście wysokim na 170 m, a pod Tobą, na dnie kanionu, płynie rzeka...) jedziemy do Zabljaku, głównej miejscowości turystycznej, coś jak nasze Zakopane, albo Borsa w Rumunii. Zabljak jest znany z Crno Jezera, które podobno jest warte zobaczenia. Jednak znając nasze szczęście, coś się musi przydarzyć... zaraz, jak parkujemy, zaczyna lać jak z cebra, temperatura spada do 20 stopni, ludzi jest pełno - generalnie okoliczności nie sprzyjają pójściu do jeziorka (ba, nawet fotografowaniu!), a tym bardziej kąpieli czy noclegowi nad nim. Na szczęście udaje się nam złapać WiFi (uzupełniamy dzięki temu FB).
Decydujemy się na jazdę w sam środek gór Durmitor. Jedziemy wąską drogą przez góry (w międzyczasie przestaje padać i wychodzi słońce), aż osiągamy przełęcz Prevoj Sedlo (1907 m.n.p.m, mnie GPS pokazywał 1926) i idziemy trochę połazić, trwa to jakieś pół godziny (tak krótko, bo słońce już zachodzi i jest jakieś 17 stopni, dość chłodno).
Jest już wieczór, wypadałoby poszukać jakiegoś miejsca na nocleg. Niestety, po jednej stronie niezabezpieczona przepaść, po drugiej brak jakiejkolwiek sensownej drogi w bok... w końcu udaje się taką znaleźć, skręcamy w pierwszą w prawo. Bardzo słuszny wybór, bo śpimy tuż obok samochodu z lat 60. który ktoś tam zostawił. Jesteśmy całkiem sami, nad nami rozgwieżdżone niebo, wokół góry i połoniny - POLECAM!
PS. Czarnogórcy chyba niezbyt lubią używać świateł, koło 21 minęliśmy na drodze pośrodku Durmitoru... lokalny traktor. Bez światła, nad niezabezpieczoną przepaścią, a już było dość ciemno... krótko mówiąc, odradzam jazdę tą drogą w nocy ;)
Może zainteresować Cię też:
Czarnogórę odwiedziłem do tej pory dwukrotnie. Wybierasz się tam? Przeczytaj moje teksty o niej. A jeśli chcesz dowiadywać się o, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na FB (facebook.com/zamiedzaidalej).
S.
co do kierowców to się podpisujemy - często bez świateł, kierunkowskazów. Ale to chyba taki urok południa. :)
OdpowiedzUsuńI wschodu też, na Ukrainie potrafią wyskoczyć na zakupy, jak stoją w korku ;)
UsuńSzybkie tempo zwiedzania, ale szkoda byłoby któreś ominąć :) I były napisy po rosyjsku, coś dla mnie :D Słyszałam że Czarnogóra jest przepiękna i właśnie warto jechać tam jeszcze teraz póki nie jest aż tak popularna.
OdpowiedzUsuńAkurat to nie po rosyjsku, tylko po serbsku w cyrylicy ;) a co do piękna Czarnogóry - jeden z moich ulubionych krajów europejskich, polecam! Tylko radzę omijać Budvę i okolice, te są bardzo popularne i mało ciekawe :)
UsuńJabuka mnie rozśmieszyły ;) Marzy mi się samochodowy trip po takich miejscach ale na razie niestety musi zostać w sferze planów ;)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że "Jabuka" po serbsku to "jabłka" ;)
UsuńCzarnogóra jest piękna, choć ja wolę Macedonię! Bardzo miło jest popatrzeć znów na miejsca swojej dawnej obecności, które tak przyjemnie wspominam :) Zjeżdżałeś na linie? ;)
OdpowiedzUsuńNie no, nie zjeżdżałem, bo bym chyba miał lęk wysokości przez parę kolejnych lat ;) a Czarnogóra faktycznie jest piękna, zresztą Macedonia też (oba te kraje naprawdę bardzo lubię, chyba najbardziej na Bałkanach).
UsuńRobisz postępy w zdjęciach, brawo!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńPiękne zdjęcia. Zazdroszczę podróży i widoków :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńZnajomi w tym roku testowali tyrolkę nad Kanionem Tary.
OdpowiedzUsuńDo Tary i Durmiotru mam generalnie spory sentyment, gdyż odwiedziłam je w trakcie pierwszej podróży na Bałkany w 2010 roku.
Na tyrolkę się nie skusiłem, bo zawał byłby gwarantowany :D a ja może nie mam do Tary i Durmitoru sentymentu, ale bardzo miło je wspominam nie tylko ze względu na to, że są po prostu piękne, ale też dlatego, że były pierwszymi miejscami, które odwiedziłem w Czarnogórze.
UsuńNom, super zdj:) wiadukt najciekawszy:)
OdpowiedzUsuńRaczej most, bo na rzece! ;)
UsuńJakoś z tych zdjęć bardziej spodobała mi się Czarnogóra :) Jabuka - rozśmieszyły :D A tempo to Ty masz zawsze ekspresowe! :)
OdpowiedzUsuńCzarnogóra jest jak dla mnie jednym z najciekawszych państw w Europie ;) a co do tempa - ekspresowe to jest w czasie objazdowych wycieczek zorganizowanych, to, co uskutecznialiśmy na Bałkanach, to w porównaniu do wycieczki z biurem jest slow travel ;)
UsuńPiękny kolor ma to jezioro! Jak miło jest poczytać o Twoim tripie po Bałkanach i powspominać swój przy okazji :)
OdpowiedzUsuń:) relacje z Bałkanów chce się czytać :)
UsuńNieraz słyszałam o Czarnogórskiej piękności. To koniecznie trzeba zobaczyć!
OdpowiedzUsuńtam rzeczywiście jest bardzo ładnie!
Usuń