Całą noc wieje wiatr, ale jest ciepło. Budzimy się o 8. Zaraz po wyjściu z namiotu okazuje się, że spaliśmy na połoninie w górach, przy autku z lat 60. (wczoraj rozbijaliśmy się po ciemku), swoją drogą ciekawe, czy by pojechało...
Drogi z wczoraj ciąg dalszy. Dalej jest wąska, górska, ale pojawiają się na niej, uwaga, TIR-y! Żeby było śmieszniej, musimy się z nimi mijać, ale udaje się nie uszkodzić auta ;). Na jednym z zakrętów się zatrzymaliśmy, TIR jechał w przeciwną stronę... i wypadło mu zapasowe koło. Tata zaraz pomógł facetowi je złapać, było nawet śmiechowo ;)
Kierujemy się na Niksic. Po obfoceniu jeziora Pivsko, w którym niestety nie da się kąpać i w którym jest wbrew nazwie tylko woda, mamy pod kołami całkiem niezły asfalt. Przez Niksic szybko przemykamy i udajemy się do naszego głównego celu na dzisiaj, czyli nad Bokę Kotorską.
Zjazd nad samą bokę (boka to po czarnogórsku zatoka - znajomość paru słówek się przydaje!) jest całkiem fajny, na samym jego początku zatrzymujemy się na punkcie widokowym, z którego widać całą okolicę - moglibyśmy tam nawet spać, ale jest dopiero 12...
Po znalezieniu się bezpośrednio nad wodą (droga prowadzi paręnaście metrów od brzegu morza) dojeżdżamy do miasteczka Risan. Od razu się zatrzymujemy i schodzimy nad wodę. Okazuje się, że jest miejsce na to, żebyśmy sobie popływali, bo jesteśmy na jakimś betonowym czymś, co idealnie nadaje się do zostawienia betów. Nawet jest miejsce w cieniu...
Zostawiamy wszystkie bambetle na zacienionym betonie i... hop do wody! Brzmi to może dziwnie, ale to moja pierwsza kąpiel w ciepłym morzu! (nie licząc Morza Martwego) W porównaniu z polskim Bałtykiem niebo, a ziemia. Nie chcę tu uprawiać antypolonizmu, ale tam woda czysta, przejrzysta, bardzo słona, pod wodą ciekawe widoki, głęboko, a u nas... dokładnie na odwrót.
Nurkuje się świetnie, w pewnym momencie wpadam na pomysł, żeby zrobić podwodne zdjęcia naszą kamerą (a jest co oglądać!). Po paru zanurzeniach wodoszczelne opakowanie zaczyna przeciekać... wkurzony jak diabli, schodzę na dół tak po prostu i co parę wynurzeń przemywam oczy i nos zwykłą wodą, bo od morskiej niemiłosiernie piecze! (if you know what I mean)
Po jakichś 1,5h nurkowania/pływania zwykła woda nam się kończy, postanawiamy ruszać w dalszą drogę. Na następny przystanek nie musimy długo czekać, jest jeszcze w tej samej miejscowości! Widzimy zjazd na rzymskie mozaiki. Oczywiście, jak to my, wchodzimy do środka. Chociaż nie jestem jakimś fanem historii, to naprawdę mi się podobało!
Same mozaiki nie są duże, ale za to dobrze zachowane i porządnie opisane. Żeby było śmieszniej, całe muzeum sponsoruje... polskie MSZ, mają nawet broszurki po polsku! Wstęp 2 EUR/osoba, osoby do 13 roku życia za darmo... a mnie brakuje 3 tygodni do ukończenia 13 lat. W końcu wchodzę za free, chociaż babka w informacji śmieje się, że nie wyglądam :)
Przy wyjściu zagaduje nas ta sama babka, słysząc, że jesteśmy z Polski, mówi nam, że uczy się polskiego i czy nie nauczylibyśmy jej czegoś. Mieszanką czarnogórskiego, rosyjskiego i polskiego udaje nam się trochę pouczyć ją z broszurki... jest przy tym sporo śmiechu!
Ostatnie już miejsce, które odwiedzamy nad boką, to... Kotor. Szczerze? Pierwsze wrażenie to jedno wielkie rozczarowanie. Dużo ludzi, głośno, prawie 40 stopni i do tego ceny z kosmosu. Zaraz uciekamy w boczne uliczki, tam z kolei jest super! I oczywiście jak Kotor, to koty muszą być, nawet nieźle pozują do zdjęć ;)
Po zwiedzeniu Kotoru (na które można poświęcić jakąś godzinę, bo miasteczko jest mikroskopijne) wyjeżdżamy stamtąd i w góry! Nasz cel to chwilowo Cetinje, dawna (do 1946) stolica Czarnogóry. Przez 40 km jedziemy górskimi zakrętami, aż w głowie się kręci. Widoki świetne, tylko szkoda, że jest dopiero 16.30, bo tak to byśmy rozbili tam namiot. Jadąc tą drogą, zauważamy po prawej stronie jaskinię. Zaraz porzucamy auto i wbijamy do niej (ja daję wyraz swojej nieodpowiedzialności, idąc tam w... klapkach; uroki kraju, w którym obok siebie są morze i góry) - niezbyt duża, ale piękna!
W Cetinje mamy trzy cele: pospacerować, zrobić małe zakupy i zjeść coś, bo już 18. Spacer udaje się bez większych problemów, zakupy robimy w pierwszym lepszym spożywczaku (arbuz i piwo Niksic) natomiast z jedzeniem jest problem. Chcemy iść na burka, bo żywimy się lokalnym jedzeniem, a tu d... nigdzie nie ma pekary, w której można takowego kupić. Ostatecznie kupujemy palacinkę z eurokremem (palacinka to takie lokalne naleśniki, a eurokrem to bałkańska podróba nutelli) za 1 EUR/sztuka. Bardzo dobre, ale mało konkretne.
Na sam koniec pobytu w Cetinje jednak udaje nam się odnaleźć pekarę! Kupujemy burki: 4 z mięsem i 2 z serem, za co płacimy łącznie 6 EUR. Niestety, muszą poczekać do wieczora, żebyśmy mieli co jeść na kolację, którą ubzduraliśmy sobie, że zrobimy w namiocie.
Zaczyna się już ściemniać, więc czas poszukać jakiegoś spania. Jedziemy w stronę Jeziora Szkoderskiego, które jest naszym następnym celem. Oczywiście, jak na nas przystało - bocznymi drogami, aż trafiamy do miasteczka Rijeka Crnojevica. Co prawda bezpośrednio nad jeziorem nie leży, ale za to przy rzece, która bezpośrednio wpada do niego. Na miejscu... rozbijamy się na campingu za 10 EUR! (pierwszy płatny nocleg na Bałkanach!) Cykady dają czadu, pachnie ziołami, komary tną, a my zajadamy arbuza :)
Przejechaliśmy 233 km.
Może zainteresować Cię też:
Czarnogórę odwiedziłem do tej pory dwukrotnie. Wybierasz się tam? Przeczytaj moje teksty o niej. A jeśli chcesz dowiadywać się o, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na FB (facebook.com/zamiedzaidalej).
S.
Świetna relacja, cudowne widoki i opisy. Życie podróżnika. :)
OdpowiedzUsuńA tam podróżnika! Na razie tylko po 50 dni w roku! ;) ;)
UsuńPięknie! NIgdy bym nie pomyślała, że Czarnogóra jest taka ładna!
OdpowiedzUsuńNiedoceniana, a piękna ;)
UsuńPiękne widoki
OdpowiedzUsuńJedne z najlepszych na Bałkanach.
Usuńnigdy nie byłam na Bałkanach, ale jak widać, czas to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
Usuń