18 września 2016

Recenzja campingu "U Bociana"

Camping "U Bociana" na Suwalszczyźnie znam już od 4 lat. Pierwszy raz byliśmy tam na wycieczce na Mazury (2012), a rok później pojechaliśmy na Suwalszczyznę. Nie spodziewałem się w ogóle, że będziemy tam spać... ale może zacznijmy od początku.



Trzy pobyty u Bociana


Jak odkryliśmy ten camping? (2012)


Cztery lata temu jechaliśmy od strony Augustowa do Sejn - zabukowaliśmy tam telefonicznie nocleg. W wiosce Głęboki Bród stał drogowskaz "Camping U Bociana 0,5 km".

- To co, jedziemy? - zapytał mnie Tata.
- Jedziemy!

Poskutkowało to tym, że pół godziny później siedzieliśmy już w domku campingowym. Wieczorem poszliśmy do bani (tradycyjna sauna na wschodzie) - grzanie się w saunie i potem skok do lodowatej rzeki... super! Było prawie pusto [pomijam wizytę obozu akrobatycznego - któregoś wieczoru byli na kilka godzin, a potem znowu ludzi niet], oprócz nas tylko dwóch ludzi - rowerzyści z Warszawy, bardzo sympatyczni, wieczorem integrowaliśmy się w domku :)

W kolejnych dniach: spłynęliśmy Czarną Hańczą (jedliśmy jagodzianki, kupione w przyrzecznym domku - były pyszne!), wybraliśmy się na Litwę, jeździliśmy naszymi rowerami, odkrywając Suwalszczyznę. Takich wakacji się nie zapomina, może też dlatego, że to był nasz pierwszy wyjazd samochodowy.


Rok później (2013)


Mieliśmy jechać na Bałkany, ale wg Mamy byłem jeszcze za mały (miałem 11 lat), żebyśmy jeździli we dwóch... wtedy wyjazd na tydzień-dwa do miejsc oddalonych o 1000 km wydawał nam się wyprawą życia. Ostatecznie pojechaliśmy na Suwalszczyznę, z bazą oczywiście na campingu znanym nam już z poprzedniego roku. Byliśmy jedynymi gośćmi, pusto, tanio, cicho i spokojnie. 

Oczywiście nie mogło zabraknąć spływu kajakowego (tym razem do Mikaszówki), bani, rowerowania, wycieczki do Druskiennik, pływania w rzekach i jeziorach... mieliśmy też spotkanie z pogranicznikami - o mało co nie dostaliśmy mandatu za robienie zdjęć na polsko-białoruskiej granicy i podejście prawie na sam pas ziemi niczyjej ;) ale zasadniczo było bardzo przyjemnie! A na koniec zepsuł nam się samochód i ja miałem problemy żołądkowe - teraz szczególnie to drugie wydaje mi się zabawne, ale wtedy za bardzo mi do śmiechu nie było... jak podłoga baru przybrała fioletowy kolor od zwróconych przeze mnie jagód i trzeba było lecieć po węgiel do apteki ;)



Teraz (2016)


Jadąc do Rosji, pierwszego dnia ubzduraliśmy sobie, że fajnie by było zanocować u Bociana, zwłaszcza że dawno tam nie byliśmy (a nie wiemy, kiedy znowu będziemy na północy). Przyjeżdżamy o 12 w nocy, oczywiście padamy z nóg... idziemy się trochę umyć w rzece, rozkładamy pałatkę i spać. Ale nawet w nocy rzuca nam się w oczy to, że jest dużo więcej ludzi niż było 3-4 lata temu - jest dość sporo Litwinów, napisy są trójjęzyczne (polskie, angielskie i litewskie).

Od rana właściciel campingu przechadza się po całym terenie, oferując souveniry, rano widzimy też, że jest nowa sauna (obok poprzedniej). Idziemy oczywiście obejrzeć starą - 4 lata temu siedzieliśmy na tych ławach, było wtedy tak cicho i spokojnie. Teraz jest dosyć dużo ludzi, widać, że się zmieniło... i niestety moim zdaniem na minus. Dalej jest tanio, ale nie ma już tego klimatu (tego może nie widać na tych zdjęciach, ale to się czuje).





Informacje praktyczne


Camping leży 30 km za Augustowem (Głęboki Bród); do granicy Polski z Litwą w Ogrodnikach jest 25 km. Ceny noclegów są dosyć przyzwoite, bo:

  • rozbicie namiotu to 9 zł/osoba
  • domek campingowy (6-osobowy) kosztuje 130 zł/doba
  • prysznic - 5 zł/osoba
Można też spłynąć kajakiem (35 zł/osoba) - płynęliśmy z Maćkowej Rudy do Głębokiego Brodu (2012, 4 godziny) i z Głębokiego Brodu do Mikaszówki (2013, 7 godzin). Płynie się Czarną Hańczą, generalnie cały spływ ma dosyć spokojny charakter; przy rzece są babuszki sprzedające jagodzianki [całkiem niezłe]. Fajna rzecz, tylko trzeba się nieco namachać wiosłami ;)








Podsumowanie


Nie powiem, żeby nie było warto jechać do Bociana. Ale w porównaniu z tym, co było 3 czy 4 lata temu, to rzeczywiście teraz ten camping nieco się zmienił na gorsze. I rzecz wcale nie leży w tym, że jest więcej ludzi... osobiście uważam, że obnoszenie pamiątek nie jest zbyt fajne. W sumie przeszkadzał mi też trochę dyskotekowy klimat. Z paru aut leciało disco polo, ludzie też byli trochę rozweseleni (jak na imprezie)... generalnie nie bardzo lubię dyskoteki, zabawy itp.

Jakbym miał dać ocenę w skali 10-punktowej, byłoby to 6,5/10. Nie jest źle, ale osobiście denerwują mnie dyskoteki i souveniry (odnośnie tych drugich, lepiej byłoby, jakby było jedno stoisko i wsjo).
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com