No to jadę rano Szwagropolem z Krakowa do Zakopanego. Dworzec w tym ostatnim jawi mi się jako coś niemożliwego do ogarnięcia z jego ilością stanowisk. Dojeżdżam... to uczucie pozytywnego zaskoczenia - nie dość, że jest bardzo prosty w "obsłudze", to jeszcze całkiem sympatyczny, na tyle, że przy powrocie będę czekać na nim przez godzinę.
Wsiadam do busa na Palenicę - mijamy Jaszczurówkę, Toporową Cyrhlę, Brzeziny (przesiadka), Wierch Poroniec, Łysą Polanę, w zasadzie nowe dla mnie miejsca. I w końcu jest i bramka TPN-u na Palenicy Białczańskiej. Przed wejściem nawet nie ma takiego tłoku, jak myślałem, chociaż równolegle ze mną wchodzi jakaś wycieczka szkolna (ludzie w okolicy gimnazjum) z przewodniczką...
Szlak do Moka jest dla mnie w większej części nową trasą, pamiętałem tylko, że kiedyś droga do odejścia na Rówień Waksmundzką (czyli jeszcze przed Wodogrzmotami) dłużyła mi się w nieskończoność - a teraz tylko "serio, to już?", robię zdjęcie i oddalam się w stronę wodospadów, wkraczając na nieznaną do tej pory drogę ;)
Jestem bardzo zaciekawiony "skrótami", o których słyszałem przed wyjazdem - gdzie one są? Uf, w końcu się pojawiają. Wcześniej słyszałem, że jest na nich dużo bardziej stromo, niż na asfalcie (i ogólnie wyobrażałem je sobie jako błotnistą ścieżkę dość ostro do góry)... i teraz nie wiem, czy jest stromiej, pewnie trochę tak - ale za to dużo przyjemniej, niż asfaltem (wracałem asfaltową wersją szlaku).
A później to już Włosienica, ból ramion (wziąłem torbę, a nie plecak - ogólnie nie polecam tego robić) i... śnieg przy końcu. Trochę zaskoczenie, bo niby wiedziałem, że 14 maja jeszcze może leżeć w okolicach 1350 m.n.p.m, ale nie kojarzyłem tego w ogóle z drogą do Moka. No ale człowiek uczy się całe życie ;)
Nad Morskim Okiem jestem po 1 godzinie 55 minutach, więc nie mam wcale takiego najgorszego tempa - chociaż byłoby mniej, gdyby nie robić dziesiątek zdjęć. Na miejscu jest już trochę ludzi, ale wystarczy wejść na szlak dookoła jeziora i odejść nim kawałek, żeby móc mieć cały widok dla siebie i trochę słabiej słyszeć ludzi spod schroniska. Asfaltówka wydaje się taka krótka... tere fere, za półtorej godziny będę tylko czekać, aż kolejny zakręt okaże się tym ostatnim.
Koło 11.30 zaczynam wracać. Na Włosienicy już jest sporo ludzi, trochę niżej mija mnie wycieczka, z którą startowałem z Palenicy, obrzucając mnie z lekka zazdrosnymi spojrzeniami ;). Potem idę asfaltowym obejściem - mimo że mam ochotę na skrócenie sobie drogi, to jednak chociaż raz wypadałoby przejść asfaltem (ale jednak będę chyba chodzić skrótem). Mniej więcej od Wanty do samego końca koszmarnie mi się dłuży (nie, żebym umierał z nudów psychicznych, tylko po prostu nogi postanawiają mnie trochę poboleć, naście km asfaltem zrobiło swoje). No ale na samym końcu obchodzę jeszcze parking na Palenicy Białczańskiej, żeby dobić do 20 km ;)
Potem wsiadam do busa na dworzec w Zakopanem. Pomyślałem sobie, żeby wracać pociągiem, bo od następnego dnia zaczynał się remont linii kolejowej - poza tym naczytałem się, że kupowanie biletów w Zakopanem to droga przez mękę (czego oczywiście nie mogłem nie sprawdzić).
Początkowo planowałem kupić sobie bilet na Express Intercity, ale "opóźnione 60 minut" - 20 minut później (a tak naprawdę 40 wcześniej) jechało TLK, które do tego było o 3 zł tańsze ;) i tak to zaliczyłem pierwszą podróż tą klasą pociągów (nie liczę dwóch wycieczek w głębokiej podstawówce), którą nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się jechać. Na dworcu siedziałem w sumie godzinę, jest bardzo klimatycznie, na tłumy nie dało się narzekać, a "droga przez mękę" w moim przypadku polegała na poczekaniu 20 minut, aż ktoś przyjdzie do kasy. Tak że albo miałem szczęście, albo nie jest aż tak beznadziejnie (stawiam na to drugie)
TLK okazało się niezłe - co prawda jechałem prawie 4 godziny, ale to w końcu trasa przez góry. Niefajną sytuację miałem jedynie z pewnym namolnym facetem, który chyba bardzo chciał pogadać - poza tym nie było za wielu przygód, oprócz tej przy wysiadce. Kraków Główny, wysiadam z pociągu... a tam pełen przekrój społeczeństwa czeka na tą TLK-ę (jechała dalej do Warszawy). Przypomniało mi się, jak babka w okienku na dworcu powiedziała "do Warszawy już nie ma miejsc, do Krakowa może coś będzie" - do Krakowa pociąg jechał w 3/4 pusty ;)
Ogólnie rzecz biorąc, Morskie Oko, pomimo tego, że walą na nie dzikie tłumy (chociaż ja chyba miałem szczęście, nie było aż tyle ludzi - dopiero przy powrocie rzeczywiście było ich sporo) i powiedzmy sobie szczerze, nie jest za ambitnym celem górskim, to jednak warto chociaż raz tam pójść, nawet jako cel sam w sobie - lajtowy spacerek z niezłym widokiem na końcu.
Może zainteresować Cię też:
Tatry - najwyższe góry w Polsce, przez dość długi czas rzadko były moim celem podróżniczym. Teraz podoba mi się tam w zasadzie tak bardzo, jak w różnych innych górach - zajrzyj tutaj, żeby zobaczyć moje tatrzańskie artykuły. A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
Potem wsiadam do busa na dworzec w Zakopanem. Pomyślałem sobie, żeby wracać pociągiem, bo od następnego dnia zaczynał się remont linii kolejowej - poza tym naczytałem się, że kupowanie biletów w Zakopanem to droga przez mękę (czego oczywiście nie mogłem nie sprawdzić).
Początkowo planowałem kupić sobie bilet na Express Intercity, ale "opóźnione 60 minut" - 20 minut później (a tak naprawdę 40 wcześniej) jechało TLK, które do tego było o 3 zł tańsze ;) i tak to zaliczyłem pierwszą podróż tą klasą pociągów (nie liczę dwóch wycieczek w głębokiej podstawówce), którą nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się jechać. Na dworcu siedziałem w sumie godzinę, jest bardzo klimatycznie, na tłumy nie dało się narzekać, a "droga przez mękę" w moim przypadku polegała na poczekaniu 20 minut, aż ktoś przyjdzie do kasy. Tak że albo miałem szczęście, albo nie jest aż tak beznadziejnie (stawiam na to drugie)
TLK okazało się niezłe - co prawda jechałem prawie 4 godziny, ale to w końcu trasa przez góry. Niefajną sytuację miałem jedynie z pewnym namolnym facetem, który chyba bardzo chciał pogadać - poza tym nie było za wielu przygód, oprócz tej przy wysiadce. Kraków Główny, wysiadam z pociągu... a tam pełen przekrój społeczeństwa czeka na tą TLK-ę (jechała dalej do Warszawy). Przypomniało mi się, jak babka w okienku na dworcu powiedziała "do Warszawy już nie ma miejsc, do Krakowa może coś będzie" - do Krakowa pociąg jechał w 3/4 pusty ;)
Ogólnie rzecz biorąc, Morskie Oko, pomimo tego, że walą na nie dzikie tłumy (chociaż ja chyba miałem szczęście, nie było aż tyle ludzi - dopiero przy powrocie rzeczywiście było ich sporo) i powiedzmy sobie szczerze, nie jest za ambitnym celem górskim, to jednak warto chociaż raz tam pójść, nawet jako cel sam w sobie - lajtowy spacerek z niezłym widokiem na końcu.
Może zainteresować Cię też:
Tatry - najwyższe góry w Polsce, przez dość długi czas rzadko były moim celem podróżniczym. Teraz podoba mi się tam w zasadzie tak bardzo, jak w różnych innych górach - zajrzyj tutaj, żeby zobaczyć moje tatrzańskie artykuły. A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
Morskie Oko jest piękne, jednak najlepiej odwiedzić je właśnie poza sezonem. Mogą się trafić tłumy,ale nie aż takie jak w szczycie letniego sezonu lub niektóre długie weekendy.
OdpowiedzUsuńogólnie chyba miałem szczęście - Moko jest ładnym miejscem, ale faktycznie - przy tłumie jego urok blednie :/ (tak jak i każdego miejsca)
UsuńMorskie Oko rzeczywiście do tej pory mnie odrzucało z powodu dużej ilości turystów i trudu dostania się na szlak bez samochodu. Jednak ja też jestem turystą, więc inni mogą myśleć o mnie to samo, a Ty właśnie pokazałeś mi, że da się dojechać na szlak busami. Super!
OdpowiedzUsuńja do tej wycieczki myślałem, że "łomatko, to ile jest tych busów" i że na pewno nie da się ich ogarnąć. ale da się i to nawet dość prosto :D
UsuńJa też nie zapomnę ulewy w górach! Ale to było taaaak daaawno! Jeszcze w dzieciństwie. Magiczne wspomnienie! Chcę to powtórzyć... Ten zryw, ta świeżość, zapach powietrza. Tak mało znam nasze góry... czuję więc, że któryś letni weekend, a najlepiej kilka dni spędzę tam, żeby je bardziej poznać! Bardzo, bardzo chcę!
OdpowiedzUsuńmam dokładnie takie same wspomnienia! albo kilka lat później, wiatr i śnieg zakończony wycofem z Babiej Góry <3 to było super. ja niestety też nie znam jakoś bardzo z własnego doświadczenia naszych gór... trzeba będzie ponadrabiać, zwłaszcza, że ostatnio się tym jaram :)
UsuńZrobiłeś tę samą trasę, co ja robiłam będąc na studiach! Oh przypomniałeś mi cudne czasy! Dziękuję
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJejku, jak ja dawno nie byłam na Morskim Okiem, chyba ostatnio w liceum. Z chęcią wrócę przy kolejnej okazji.
OdpowiedzUsuńjest fajnie, ale poza największym sezonem turystycznym. dużo lepiej jechać w średnim sezonie (np. połowa maja - jak ja) albo w ogóle w niskim typu listopad :)
Usuń