Dwanaście godzin później. Wpadam na inny pomysł, Mała Fatra trochę daleko - wymyślam Ćwilin. Po tym, jak w listopadzie byliśmy na Śnieżnicy, może warto by było połazić po innych górkach w Beskidzie Wyspowym, bo to takie pasmo, o którym mało się mówi. Nieważne, że pagóry i że wysokość nikczemna (1072 m.n.p.m), bo one też potrafią być fajne. No to jedziemy!
Podjeżdżamy na przełęcz Gruszowiec, skąd chcieliśmy wystartować. W tym momencie zaczyna lać... i zaczynamy się zastanawiać nad tym, czy jest sens wychodzić. Problem jest taki, że szczyt jest zasłonięty przez chmury - niby wejście to tylko godzina, ale tak naprawdę to nam się nie chce wychodzić (tym bardziej, że normalnie widok jest całkiem całkiem, więc szkoda byłoby się nim nie podelektować).
W zamian postanawiamy uskutecznić inną, dużo bardziej morderczą wyrypę. Rynek w Limanowej, zawrotne 404 m.n.p.m.! Idzie się naprawdę ciężko, dużo gorzej niż na końcówce podejścia pod Rysy, a my naprawdę się męczymy. Szczytujemy z widokiem na kościół i informację turystyczną.
Potem jeszcze Sącze - Nowy i Stary. W tym pierwszym suniemy nad Dunajec, jest dosyć sympatycznie (minus taki, że niestety jest trochę brudno), a w Starym, nomen omen, starówka. Całkiem fajne miejsca, dość dawno tam nie byłem, więc odświeżam wspomnienia :)
Na sam koniec... Pieniny (przypadeg? nie sondze. to jedyne góry w Polsce, po których w miarę pochodziłem). Tak, Pieniny - jednak wypadałoby się wybrać na jakiś nawet bardzo lajtowy szlak, niekoniecznie na Wysoką z całą jej wrednością. Homole się nadadzą, zajmują pół godziny, a na ich końcu jest fajny widok ze skałki. Wiem, to trzeba być mną, żeby wpaść na taki pomysł, żeby z Nowego Sącza jechać w Pieniny - ale Homole jak na dolinę (no bo w sumie ten szlak jest dość "dolinkowy") jest fajne, chociaż średnio widokowe.
Wąwóz przechodzimy dość szybko, niecałe pół godziny i jesteśmy pod Jemeriskową Skałką. Trudności w wydrapaniu się na nią żadne (poza tym, że stromo i dość kamieniście - ale to kilkadziesiąt metrów), a widok dużo lepszy od tego spod niej. Wysokość dość niepozorna, ale i tak jest fajnie.
Wracamy, czas prawie identyczny, jak przy wejściu. W sumie jedyna różnica to ta, że o ile część podejścia trochę męczyła nogi (dość strome schody), o tyle teraz w ogóle nie zwracamy na to uwagi. No a potem to już tylko zakopianka i do domu... tak czy inaczej, pomimo tego, że miejsca, które zdobyliśmy, imponującą wysokością nie grzeszyły, i tak było całkiem nieźle.
Może zainteresować Cię też:
Pieniny - jedno z najmniejszych pasm górskich w Polsce, były jednymi z pierwszych moich gór. Pomimo niedużych wysokości, lubię tam jeździć - zajrzyj tutaj, żeby zobaczyć moje teksty z Pienin. A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
Może zainteresować Cię też:
Pieniny - jedno z najmniejszych pasm górskich w Polsce, były jednymi z pierwszych moich gór. Pomimo niedużych wysokości, lubię tam jeździć - zajrzyj tutaj, żeby zobaczyć moje teksty z Pienin. A jeśli chcesz dowiadywać się o tym, co u mnie i o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
0 komentarze:
Prześlij komentarz