23 stycznia 2019

Ukraina - Mołdawia 2018. Część 10-11. Rumunia w deszczu

24 lipca 2018

Budzi nas deszcz. A właściwie to ulewa - więc pobudka jest ekspresowa. Gliniasta droga, na którą wjechaliśmy wczoraj, zdążyła już mocno rozmięknąć (w takich sytuacjach napęd na wszystkie koła się przydaje :-D ) i teraz musimy wyjechać. Udaje się, chociaż zostawiamy 20 centymetrów kolein.

Namiot gdzieś w Rumunii


Plan na dzisiaj jest taki, że go nie ma. Tzn. nie mamy nic konkretnego do zobaczenia w Rumunii (w której jestem już siódmy raz), celem na teraz jest pierwsze większe miasto Iasi. W pierwszej chwili chcieliśmy je zobaczyć (bo ponoć ładne), ale kiedy zajeżdżamy, rozpaduje się jeszcze mocniej i się nie da. Ograniczamy się tylko do poszukania kantoru - jakoś tak wyszło, że mamy więcej złotówek, niż euro, więc chcemy wymienić te pierwsze (jeśli ktoś myśli, że znalezienie kantoru ze złotówkami w Rumunii, w mieście wielkości Lublina jest proste, to się grubo myli). Po 2 godzinach brodzenia w ulicznych rzekach (niestety nie mam zdjęcia, musicie uwierzyć) i odwiedzonych chyba 20 kantorach, totalnie przemoczeni, wymieniamy kasę. Kurs bandycki, za 300 zł dostajemy 240 RON...

Krajobraz północno-wschodniej Rumunii

Deszczowe Iasi (Jassy) w Rumunii


Nie mamy ochoty zostawać w Iasi ani chwili dłużej. Uciekamy z miasta na drogę w stronę Botosani. W pewnym momencie widzę na mapie skrót w kierunku na Suczawę - niewiele myśląc, skręcamy. Droga prowadzi wioskami przez szczere pola, nie ma w ogóle oznaczeń... i w pewnym momencie (nawet nie wiem, w którym) odbijamy w inną stronę i wyjeżdżamy dokładnie tam, gdzie skręciliśmy. Jak głosi ludowa mądrość, skrót to najdłuższa droga od punktu A do B - i właśnie się o tym przekonaliśmy :-D dalszą drogę robimy przez Botosani i Suczawę, tym razem już bez skracania.

Gdzieś we wschodniej Rumunii

Zaczynają się rumuńskie Karpaty Wschodnie

Kolejny odcinek jest wręcz nudny. Poza krótkim przystankiem na zakupy w Gura Humorului, nie dzieje się właściwie nic - i taki stan rzeczy trwa przez następne 110 km aż do Pasul Prislop. Dzisiaj powtarzamy trasę z kwietnia 2015 - tyle że wtedy jechaliśmy do Mołdawii (a teraz wracamy). Na przełęczy obowiązkowa sesja zdjęciowa. Przy pełnym zachmurzeniu i kończącym się dniu widoki nie urywają tyłka - szczerze mówiąc, uwagę przyciąga tylko biała cerkiew, wyglądająca, jakby była wybudowana wczoraj (dosłownie). Nie siedzimy tam za długo, zaraz zjeżdżamy do Borsy. Chociaż zaczyna się ściemniać, nie rozglądamy się za żadnym spaniem, bo stwierdzamy, że możemy dojechać dzisiaj do Sapanty - i tam rozłożyć namiot, tak jak dwa lata wcześniej na powrocie.

Cel osiągamy koło 22, jest już zupełnie ciemno. Bez większych ceregieli się rozbijamy i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o atrakcje dzisiejszego dnia.

Trochę mrocznie

Przełęcz Prislop (Pasul Prislop) 1416 m n.p.m., Rumunia



25 lipca 2018


Ostatni dzień w Rumunii (która postanowiła pożegnać nas słońcem, po wczorajszym deszczu nie ma ani śladu). Jeszcze tylko kilkadziesiąt ostatnich kilometrów i wjedziemy na teren Węgier. Oczywiście nie może się obyć bez zobaczenia Wesołego Cmentarza - mamy go tuż obok. Wchodzimy na tyle rano, że obywa się bez opłaty za wstęp. Sam cmentarz wygląda jak zawsze (no może oprócz tego, że prawie w ogóle nie ma ludzi) - poza tym, że cerkiew na nim jest już prawie w całości wyremontowana. Po raz pierwszy zaglądamy do środka - wygląda tak:

Sapancka cerkiew widziana od środka

Jedna z ikon w cerkwi na Wesołym Cmentarzu

Poranek w Sapancie

Rzeka w Sapancie

Maramuresz taki piękny

Nekropolia w rumuńskiej Sapancie (2018)

Jeden z nagrobków w Sapancie

Świątynia na Wesołym Cmentarzu


Przy okazji nachodzą mnie myśli, że sama Sapanta (jak i cała Rumunia) z roku na rok staje się coraz bardziej europejska. Podejrzewam, że już niedługo (za rok/dwa/trzy) nie będzie się można rozłożyć z namiotem na końcu wsi. Pamiętam, kiedy przyjechaliśmy tu pierwszy raz - w 2014 - wtedy jeszcze były tam może dwa hotele na krzyż. Teraz, po zaledwie czterech latach, w jednej niewielkiej wiosce jest ich co najmniej pięć.

Parę minut po dziewiątej jesteśmy już w drodze. Znów nie wystarczyło czasu na zobaczenie reszty ciekawych miejsc w Maramureszu. Rumuński odcinek trasy pokonujemy bardzo sprawnie i już o 11 wjeżdżamy na przejście graniczne. Po stronie Rumunii Petea, po stronie Węgier Csengersima - stoimy godzinę i jesteśmy już u Madziarów. Na Węgrzech mamy w planach przystanek na langosze. I tym razem są takie dobre, że stajemy nawet dwa razy, w Mateszalce (to już chyba tradycja) i jeszcze przed samą granicą - w Satoraljaujhely :-D

Krajobrazy Niziny Węgierskiej

Jedna z węgierskich dróg

Węgierski langosz - flagowe danie miejscowej kuchni

Widoki z tranzytu przez Słowację


O 16 granica węgiersko-słowacka. Przejeżdżamy przez Słowację (po raz pierwszy od dawna za dnia - najczęściej było tak, że jechaliśmy przez ten kraj w nocy - może dlatego do niedawna nie lubiłem tej trasy) i po dwóch godzinach meldujemy się na przełęczy Tylickiej. Do Krakowa dojeżdżamy koło 21, zamykając tym samym pętlę rozpoczętą 10 dni i jakieś 2 500 kilometrów temu.


Może zainteresować Cię też:




Rumunię odwiedziłem do tej pory 7 razy (jeżdżę tam od 2014 roku). Byłem m.in. w Fogaraszach, w Maramureszu czy w Transylwanii - ale odwiedziłem też tereny na południe od łuku Karpat - wybrzeże i Bukareszt. Wybierasz się tam? Przeczytaj moje artykuły o Rumunii. A jeśli chcesz dowiadywać się o moich podróżach na bieżąco, dołącz do czytelników na Facebooku! (https://facebook.com/zamiedzaidalej)
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com