Startujemy w niedzielę po południu. Kierunek zupełnie inny niż do tej pory, kiedy jeździliśmy na Bałkany. Po raz pierwszy nie jedziemy w stronę Słowacji i Węgier, tylko do naszych wschodnich sąsiadów - czyli na Ukrainę. Od dość dawna chciałem przetestować i tę trasę, no bo w końcu to zawsze ciekawsza opcja.
A4 dzisiaj jest mało sympatyczna, czujemy to zwłaszcza w hondzie. Taka ciężka, autostradowa atmosfera mocno nas męczy - więc z ulgą rezygnujemy z niej na rzecz starej drogi, którą jedzie się już znacznie przyjemniej (zresztą i tak wolę starą trasę, po wybudowaniu autostrady znacznie mniej zatłoczoną).
Z polskich atrakcji trasy, w Jaśle jemy jeszcze lody na rynku, a w Krośnie chcemy kupić uszczelkę do opon. Nie ma w żadnym z dużych sklepów, jest za to na zwykłej stacji benzynowej (najciemniej pod latarnią...). Dalej trasa mija bez żadnych większych przygód, pomijając, że przez pewien czas pada. Na dzisiaj, nie licząc granicy, nasz ostatni cel to Myczkowce, a dokładniej "Myczkowianka", prowadzona przez Obcych z forum transalp.
Jest gwarno i głośno, ale bardzo sympatycznie, czuć atmosferę i zero zadęcia, jedzenie (pstrąg na maśle) też pyszne! Niestety kiedy stamtąd wyjeżdżamy, jest już 19 - więc robimy tylko kilka zdjęć przy zaporze na Jeziorze Myczkowskim (która w odróżnieniu od tej w Solinie, rzeczywiście ma klimat; dzisiaj, w pochmurny lipcowy wieczór, jezioro pokazuje swoją mroczną stronę) i na granicę!
Niedziela wieczór, to pewnie szybko przejedziemy i może uda się gdzieś dalej zajechać - myślimy sobie. Tere fere. Kolejka ukraińskich busów ma chyba 2 kilometry i ani drgnie. Niby ostatnio wzrósł ruch na granicy, ale żeby aż tak? ;) początkowo stoimy razem z busiarzami, ale okazuje się, że osobówki mają odrębną kolejkę - dla nich jest 3, dla busów i tax free po jednym stanowisku odprawy.
Przed nami jest prawie 30 aut, ale idzie dość szybko - na Ukrainie jesteśmy (dla mnie to szósty pobyt) po 1 godzinie 20 minutach, o 22.40 ukraińskiego czasu. Wymieniamy kasę (kurs 6,75 UAH / PLN, czyli dość słaby). Teraz chcemy już tylko dojechać jak najbliżej Borżawy, czyli połoniny-symbolu całych Karpat ukraińskich, na której nigdy wcześniej nie byłem... ale jazda po ciemku po terenie, jakby nie było, górskim, to żadna zabawa (tracimy widoki, a poza tym od dobrych kilkunastu godzin nie śpimy), więc oczywiście nie osiągamy nawet Turki. Gdzieś za Starym Samborem, 60 km od granicy, stawiamy hondę i zasypiamy. Cel nr 1 - Ukraina - osiągnięty. Cel nr 2 - Borżawa - musi jeszcze poczekać...
Może zainteresować Cię też:
Na Ukrainę jeżdżę od 2014 roku - byłem już m.in. we Lwowie, w Kijowie, na wybrzeżu czy na Polesiu (i ciągle mam ochotę na więcej!). Sylwestrowy wyjazd 2014/15 był moim pierwszym pobytem w tym kraju i jedną z pierwszych wycieczek zagranicznych. Wybierasz się tam? Przeczytaj moje ukraińskie teksty. A jeśli chcesz dowiadywać się o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona czytelników na Facebooku! (fb.com/zamiedzaidalej)
0 komentarze:
Prześlij komentarz