Wybieram wejście z Obidowej. Głównie dlatego, że nie wydaje się zbyt popularne. Miażdżąca większość ludzi wybiera drogę z Nowego Targu. Naczytałem się tyle relacji z wejścia od NT, że nie chcę w ten sposób wchodzić, od tej opcji odpycha mnie właśnie normalność i nuda. Do tego podchodząc z Obidowej do pokonania jest relatywnie niewielka różnica wysokości (530 m, od stolicy Podhala jest 660 m).
Nastawiałem się się na nudę. Wszyscy mówili, że "ten czarny szlak to strasznie nudny jest". Początkowe rypanie na Bukowinę Obidowską (zielone znaki) faktycznie nie jest zbyt fascynujące, bo to ścieżka przez las. Przy czym miejscami jest stromo. Idziemy tak dobre 40 minut, po czym skręcamy na osławiony czarny szlak. Od tego miejsca zdobywanie wysokości jest prawie niezauważalne, do schroniska jest 7 km po niemal płaskim terenie z kilkoma niewielkimi podejściami (tere fere, w rzeczywistości pokonuje się 300 m różnicy wysokości - ale tego nie czuć. Trochę jak w Chochołowskiej).
Ścieżka prowadzi w znacznej mierze zalesionym grzbietem, po drodze mija się kilka polanek. Nie jest wcale tak strasznie nudno. Zwłaszcza, że na polankach pojawiają się... krokusy! Nie jest ich wprawdzie dużo, są już trochę przekwitnięte, do dywanów rodem z Tatr im daleko - ale ratują sezon 2020 przed absolutnym spisaniem na straty ;) (dywan też będzie, ale później)
Idziemy tak dobrą godzinę, po czym czarne znaki się kończą i wkraczamy na żółty szlak (koło skrzyżowania jest mini-kapliczka postawiona przez miejscowe koło łowieckie o wdzięcznej nazwie "Krokus"). Ścieżka momentalnie się poszerza - teraz to autostrada. I niestety... ludzie, ludzie, dużo ludzi. Nasz żółty szlak to ten z Nowego Targu. W porównaniu z poprzednim odcinkiem ruch jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Odsłania się widok na Gorce - nie, że nieciekawy, ale jednak - pagóry pierwszej klasy. To nie Tatry, o w miarę wysokogórską scenerię i zapach nagrzanego granitu tutaj ciężko. Chociaż i tak nie rozumiem narzekania na nudę tego szlaku - nawet w Tatrach zdarzają się dużo gorsze odcinki [i niekoniecznie chodzi tu o atrakcyjność widokową] - np. zielony szlak z Kuźnic na Kasprowy.
Im bliżej schroniska, tym częściej pojawia się także dość ograniczony widok na drugą stronę. Nie chcę się tu bawić w Mickiewicza dla ubogich i opisywać, jakie "Taterki" są najpiękniejsze na świecie. Momentami nawet panorama na stronę Gorców (!) jest w pewnym sensie ciekawsza - bo wszystko widać i góry nie zlewają się z chmurami. Handlujcie z tym ;)
Dochodzimy do Rusnakowej Polany. Najbardziej charakterystycznym miejscem jest kapliczka Matki Boskiej Królowej Gorców, postawiona tutaj pod koniec lat 70. Niestety była zamknięta na głucho, nie dało się zajrzeć do środka. Kapliczka może być także punktem orientacyjnym - to sygnał, że jeszcze tylko parę kroków i dojdziemy na kolejną polanę, tym razem o wdzięcznej nazwie Wisielakówka. Nazwa wzięła się stąd, że w tym miejscu chowano kiedyś samobójców (głównie wisielców); ludowe wierzenia nie pozwalały pogrzebać takich osób we wsi, bo przyniosłoby to nieszczęście wszystkim okolicznym mieszkańcom.
Na Wisielakówce odsłania się szersza panorama. Jezioro Czorsztyńskie, Pieniny (próbuję dojrzeć nawet Wysoką, ale nie wiem, czy w końcu dobrze ją zidentyfikowałem), plejada słowackich pagórów, Podhale. I oczywiście Tatry, je widać dobrze na samym końcu; teraz można zobaczyć, że to bardzo małe pasmo (to, że małe, to też jeszcze nie znaczy, że brzydkie czy niewarte zwiedzenia), ująłem większość na jednym zdjęciu. Nie jestem w stanie rozpoznać żadnego szczytu, nie do końca wiem nawet, na co patrzę. Po raz kolejny są krokusy - jest nawet coś na kształt dywanu.
Dołącza też zielony szlak (drugi spośród tych z Nowego Targu). Stąd pod schronisko jest już tylko kilkanaście minut niezbyt stromego podejścia. Schronisko działa na pełnych obrotach - co prawda ze względu na koronawirusa nie udziela noclegów, ale bufet funkcjonuje na zasadzie "na wynos". Jest sporo ludzi, można się poczuć, jakby w ogóle nikt nigdy nie słyszał o koronawirusie - niedaleko nas wesołe towarzystwo urządza sobie grilla. Po szybkiej sesji zdjęciowej i krótkiej przerwie ewakuujemy się stamtąd czym prędzej i wchodzimy na czerwony szlak.
Wierzchołek (odległy od schroniska o góra 10 minut marszu) osiągamy parę minut po 14. Dzisiaj jest dość mrocznie - ciężkie chmury nad uschniętymi drzewami nie nastrajają optymistycznie. W ogóle nie ma uczucia "the world is mine", ani nic - jedynie takie "o, kolejna góra w koronie" (czy to już początek zblazowania...?). Być może też dlatego, że widoki z Wisielakówki były dość podobne do tych z samego szczytu (pomimo że te ostatnie zapewniały szerszą perspektywę), a ja nie zmęczyłem się szczególnie na podejściu. Niemniej jednak - warun do zdjęć jest w miarę niezły ;)
Nie ma czasu na ceregiele - z uwagi na warunki (czyt. wiatr) nie siedzimy długo, zaraz zaczynamy zejście w stronę Starych Wierchów. Nie zapowiada się nic fascynującego - nudne rypanie szlakiem. Jednak dość szybko dochodzimy na szczyt o wdzięcznej nazwie Rozdziele. W międzyczasie ilość ludzi się znacznie przerzedza. Na Rozdzielach jest stosowna tablica - informująca jednocześnie, że jesteśmy na trasie narciarstwa biegowego, czerwone znaki się gdzieś zgubiły ;) nie chce nam się cofać na szlak - tym bardziej, że z mapy jasno wynika, że jeśli pójdziemy dalej trasą na biegówki, dojdziemy krótszą drogą na parking. Do tego na całym "narciarskim" odcinku spotkaliśmy 2 (słownie: DWIE) osoby. Krótko mówiąc: uskuteczniamy lewiznę (czyt. pozaszlak). Sama w sobie trasa jest całkiem przyjemna, prowadzi głównie lasem.
Na trasie co jakiś czas pojawiają się tablice informacyjne. Przy trzeciej z kolei orientujemy się, że jeśli pójdziemy prosto (czyli już zupełnie bez szlaku ;) ), a nie będziemy trzymać się trasy, to znowu skrócimy sobie drogę o dobre 6 km. Zwłaszcza, że nawet na google maps jak wół stoi, że tam jest ścieżka przez las. Nie, żebym miał coś przeciwko przejściu jeszcze 6 km, ale moje nogi zaczynają powoli przypominać pasztet (to, co przeszliśmy do tej pory, to nie jest długi dystans, ale źle dobrałem skarpetki i teraz buty mnie obcierają - w pewnym momencie... wpadam do kałuży [tj. po wejściu na płat śniegu, ten się pode mną zarwał - więc zostało mi tylko przebiec przez kałużę, która okazała się głęboka do pół łydki ;) ], więc przynajmniej przez chwilę nie czuję stóp). (nigdy nie bierzcie skarpetek bez ściągacza w góry. Ja już sprawdziłem, Wy nie musicie)
Początkowo zastanawiam się, czy ta ścieżka jest w ogóle możliwa do przejścia - parę razy już się zdarzało, że ścieżka była, ale tylko na mapie, a na miejscu był offroad przez chaszcze. Tym razem jest elegancka droga przez las - tracenie wysokości odbywa się szybko i bezproblemowo. Wychodzimy na drogę - początkowo bita, potem zmienia się w asfaltówkę. Tu jest mi już wszystko jedno, idę automatycznie, nie zwracając większej uwagi na otoczenie (stąd też mało zdjęć z tego fragmentu). Dochodzimy do auta - przeszliśmy 19.59 km w prawie 6h (bez 11 sekund). W normalnej sytuacji pewnie przeszedłbym jeszcze te kilkaset metrów, żeby dobić do 20 km - ale dzisiaj nie mam siły. Ja już swój dzisiejszy Everest zdobyłem :D
Najwyższa góra Gorców dała mi trochę po tyłku (a raczej po stopach). Szlak jest wprawdzie łatwy, wręcz banalny - jedyną jego trudnością jest długość. Z której strony by się nie szło, i tak trzeba zrobić co najmniej 16 kilometrów. Panoramy, jak na górę tej wysokości, są niezłe, pomimo że nie urywają tyłka (może to też kwestia widoczności w tym konkretnym dniu).
To był mój pierwszy (!) raz w Gorcach, ale zdecydowanie zachęcający do powrotu! Chociażby po to, żeby się przekonać, czy rzeczywiście widoki są tylko niezłe, czy może przy lampie prezentują się lepiej ;) muszę też przetestować te górki zimą. Niekoniecznie ograniczając się tylko do Turbacza - akurat tak się składa, że mam tam kilka szczytów na oku.
Informacje praktyczne
- Trudność szlaku: 2/7 (sam szlak nie jest trudny, 2 punkty daję tylko ze względu na to, że wyjście na Turbacz to wbrew pozorom dość konkretny kawałek trasy)
- Czas przejścia: 5 - 7 godzin w obie strony
- Długość trasy (pętla Obidowa - Turbacz - Obidowa): ok. 20 km
- Opłaty: parking w Obidowej 15 zł (stan na kwiecień 2020). Nie ma opłaty za wejście do parku narodowego, bo zarówno szlaki z tej miejscowości, jak i sam szczyt Turbacza leżą poza terenem GPN
Może zainteresować Cię też:
0 komentarze:
Prześlij komentarz