30 czerwca 2020

Zielona Góra - uczucie zmieszane, nie wstrząśnięte

Maj 2020. LOT po trzymiesięcznym zakazie lotów ogłasza wznowienie połączeń krajowych od początku czerwca. Moja reakcja? Kupować bilety! ;-) choćby i po Polsce, bo czuję, że jak gdzieś szybko nie pojadę, to umrę [a jeszcze wtedy nie znieśli kwarantanny po powrocie z zagranicy...]. Najlepiej tam, gdzie mnie jeszcze nie było (czyt. na zachód Polski). Nocą kupuję bilety - bo przypomina mi się mój stary pomysł, żeby przelecieć się z najmniejszego lotniska w Polsce, które nie leży mi za bardzo po drodze donikąd.

Zielonogórskie stare miasto



LOT to wprawdzie burżujskie linie (biletów po 39, względnie 59 zł raczej tam nie ma) i za lot Zielona Góra - Warszawa - Kraków płacę 186 (!) zł, ale innej możliwości przelecenia się z Zielonej Góry za bardzo nie ma, bo lata tam tylko LOT i tylko do Warszawy. A różnica cenowo-czasowa (sorry za to dziwadło językowe) między samolotem a autobusem na trasie Warszawa - Kraków jest względnie niewielka (tzn. wtedy była), więc wybór jest dość oczywisty (taak, później się przekonam...). Plus - z uwagi na maturę nie robiłem ostatnio żadnych lotniczych wycieczek, a jedną (do Poznania, w marcu, kiedy zaczęła się epidemia) odwołałem - więc mogłem sobie zafundować nawet lot po burżujsku ;-)

W tak zwanym międzyczasie piszę jeszcze maturę i dwa dni po rozszerzeniu z chemii, w piątkowy poranek 19 czerwca, siedzę już w pociągu - pierwsza wycieczka w czasie Najdłuższych Wakacji w Życiu! Nie będę owijać w bawełnę - nie chce mi się, moje zblazowanie tego dnia sięga zenitu. Większość pierwszego odcinka (do Opola) przesypiam. Po raz pierwszy ta trasa wydaje mi się długa - a to o czymś świadczy ;-) pomimo, że jedzie się tylko 2.5 h (tyle co autobusem do Zakopca).

Stacja Opole Główne

Krajobraz Dolnego Śląska


W stolicy Opolszczyzny mam chwilę na przesiadkę: szybkie foty na dworcu, sprint przez perony do kolejnego pociągu (tym razem starego i dość klimatycznego - dla jeżdżących polskimi pociągami, nazwa TLK mówi wszystko). 3,5 godziny w pociągu, co jakiś czas urozmaicane konwersacją ze współpasażerkami - i jestem już w Zielonej Górze. Nie miałem żadnych oczekiwań co do tego miasta - od znajomej zdążyłem dowiedzieć się tylko, że mają ładną starówkę ;-).

Pierwsze kroki kieruję w stronę Palmiarni. Najkrócej można by było to podsumować w ten sposób: zielone wzgórze (haha, w Zielonej Górze mają zieloną górę), trochę porośnięte winnicami [aczkolwiek szału nie ma, to nie Węgry] i zaopatrzone w ogród (w którym rośnie naprawdę w cholerę lawendy i róż - miejscami nieźle pachniało). I widok na samą ZG. Która wygląda z tej perspektywy dość podobnie do wielu innych miast w Polsce. Spędzam dobrą chwilę na kontemplacji panoram, rzucam jeszcze okiem na Palmiarnię (przeszklony, reprezentacyjny budynek) i schodzę ze wzgórza w kierunku starówki.

Zielonogórski dworzec kolejowy

Budynki są ozdobione bliżej niezidentyfikowanymi herbami

Zielona góra w Zielonej Górze

Widoki spod Palmiarni na Zieloną Górę

Palmiarnia w ZG


Kilka minut później melduję się na niej (Zielona Góra to naprawdę małe miasto). Tu będzie z grubsza - bo zabytki znajdujące się na niej zdążyły mi się już pomerdać. Z ciekawszych rzeczy jest na pewno pomnik Bachusa (ba, w końcu to polska stolica wina, zdaje się, że nawet na paru budynkach widziałem winorośl, ale nie dam głowy) i kilka kamienic przy rynku. Jest także katedra św. Jadwigi, zresztą najstarszy zabytek w całej ZG - od środka nie wygląda źle, aczkolwiek dość podobnie do większości znanych mi kościołów ;-) także stosunkowo szybko uciekam stamtąd na zewnątrz.


Wnętrze zielonogórskiej katedry św. Jadwigi

Centrum Zielonej Góry

Zielona Góra ma też kościół z muru pruskiego

I kościół ze ścianami z muru pruskiego - jak nie jestem fanem zwiedzania świątyń (czy raczej traktowania ich jako must-see w każdym odwiedzanym miejscu), to ten był całkiem ładny. Przede wszystkim - dlatego, że czymś się odróżnia (zresztą nie tylko tym, ten od założenia aż do II wojny światowej, czyli ok. 200 lat, był świątynią ewangelicką - może dlatego wygląda lepiej od większości polskich kościołów ;-) ) od wielu tego typu przybytków w Polsce, które - przynajmniej dla mnie - w znakomitej większości wyglądają dość podobnie.

Ogólnie całość mocno przypominała mi starówkę w rumuńskim Cluj-Napoca (i może trochę w Oradei). Myślę, że najlepiej będzie, jak po prostu wrzucę foty - nie chcę się wymądrzać na temat zabytków, bo jak o nie chodzi, to moja ignorancja jest powszechnie znana. Na szwędaniu się po centrum upływają mi dobre trzy godziny, ale mniej więcej od połowy tego czasu zaczyna się zamuła i lekkie powiewy nudy - po części dlatego, że zaczyna mnie boleć głowa, a po części, że tam nie ma za bardzo gdzie chodzić ;-) słowem: ładne, ale dupy nie urwało.


Okolice rynku w ZG

Zielona Góra jako polska stolica wina może poszczycić się wszechobecnymi pnączami winorośli

Kościół polskokatolicki - niestety był zamknięty

Bardziej zaniedbana część miasta


Mniej więcej godzinę przed odjazdem busa do Babimostu kieruję się już na dworzec. Najpierw na kolejowy, celem podładowania telefonu, bo mam na nim bilety, bez których nie wpuszczą mnie na lotnisko. Niestety stacja kolejowa okazuje się barbarzyńskim miejscem - nie ma tam ani jednego gniazdka, pomimo, że budynek dworca brand new :-D dworzec autobusowy to już zupełnie inna bajka, wygląda jak wyjęty z głębokich lat 80. - jest dość klimatyczny (fot brak, musicie wierzyć na słowo). Podjeżdża bus na lotnisko (jeden z dwóch kursów dziennie), płacę 12 zł i w drogę. Zieloną Górę opuszczam bez łezki w oku - teraz moim celem jest Babimost, a raczej Nowe Kramsko (wieś 35 km od ZG, w której to wsi jest port lotniczy).

Jedziemy przez lubuskie wioski, skręcamy w Nowym Kramsku w boczną drogę, między domami. Zaczynam się zastanawiać, czy to na pewno tu jest lotnisko. Za chwilę zabudowania się kończą, pojawia się ogrodzenie, bus zakręca i już wysiadka. Staję przed terminalem z dumnym napisem "Port lotniczy Zielona Góra" na dachu. Napis ledwo się mieści - to rzeczywiście najmniejsze lotnisko, na jakim kiedykolwiek byłem! Terminal na oko ma wymiary 20 na 30 metrów. W środku zaskoczenie - aż dwa stanowiska check-inu (za to jednej linii: LOT-u). Bezproblemowo się odprawiam i sprawnie przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa, cała procedura zajmuje łącznie może 7-8 minut (i to z naciskiem na "może").

Za bramką zostaje mi już tylko nalać sobie wody do butelki w łazience (nie mam szczególnej ochoty płacić dychy za wodę 0.5 l - nawet na tak małym lotnisku funkcjonuje jedno spożywcze stoisko jako "bezcłówka") i dobiec do wolnego gniazdka (mam 15% baterii) - siedzenie przy nim oferuje widok na praktycznie cały terminal od środka. Posiadający całą jedną bramkę - nie ma nawet rozdziału na Schengen / non-Schengen, tylko po prostu przechodzi się przez puste budki kontroli granicznej. Boarding oczywiście pieszy - odległość samolotu od terminala to coś koło 30 metrów :-D [fota poniżej robiona prawie spod terminalu]


Terminal portu lotniczego Zielona Góra - Babimost (IEG)

Na lotnisku w Zielonej Górze samolot staje ledwie kilkadziesiąt metrów od terminalu

Zachód słońca z samolotu


O 21.10 wylot. Bombardier Q400, miejsce w ostatnim rzędzie, na pokładzie oprócz mnie 15 osób. Lot mija bardzo szybko i 45 minut później lądujemy na warszawskim Okęciu (na którym jest bardzo pusto, zupełnie nie jak na lotnisku). Pierwotny plan zakładał spanie na lotnisku - ale okazało się w międzyczasie, że zamykają je na noc, a ja mam 8 godzin nocnej przesiadki ;-) Jadę więc na Śródmieście, bo chcę przejść się po nocnym centrum, a potem na spotkanie ze znajomą na Mokotowie.

Lotnisko Chopina wygląda jak wymarłe

Nocne warszawskie Śródmieście

Poranek w warszawskim Śródmieściu

Okolice placu Defilad w Warszawie

Przed wejściem na odloty na warszawskim lotnisku. Tłumów brak :D

Warszawskie lotnisko Chopina


W okolicach 4.40 rano jestem znowu w Śródmieściu. Tym razem jest już jasno. Tylko ludzi na ulicach mało (to zdecydowany plus bycia na nogach o dziwnej godzinie), zupełnie jak nie w centrum stolycy. Foty tym razem wychodzą trochę zamglone - nawet iglica Pałacu Kultury chowa się w chmurach (a ja zaczynam uważać, że 5 rano to świetna pora na łażenie po Wawie ;-) ). Parę minut po piątej odjazd SKM-ki na Okęcie, na którym odprawa jest szybka i bezproblemowa.

Za to w samym budynku lotniska muszę się trochę nachodzić, żeby znaleźć bramkę (po tym, jak wyglądał Babimost, lotnisko Chopina wydaje się duże...). Parę minut po starcie lotowskiego Embraera 195 zasypiam - pół godziny później jestem już w Krakowie (chociaż zaraz po obudzeniu się i wyjrzeniu przez okno myślałem, że przekierowali nas do Kato - może przez to, że schody na lotnisku były z napisem Katowice Airport). W połowie lotu budzę się na kilkadziesiąt sekund - celem zrobienia poniższej foty - która wg mnie jest jednym z najlepszych zdjęć tego wyjazdu, mimo że nawet nie widziałem do końca, czy zdjęcie mi wyszło ;-)

Poranny lot z Warszawy do Krakowa zapewnił tego dnia ładną konstelację chmur


Po tej wycieczce mogę powiedzieć sobie jedno: byłem w Zielonej Górze, nie żałuję, ale zapewne to nie będzie podróż, którą będę długo wspominać. Drugi raz raczej tam nieprędko pojadę ;-) I chyba na jakiś czas wyleczyłem się z podróżowania po Polsce (pomijając wycieczki w góry) - może to kwestia tego, że jak na jednodniówkę, wyjazd kosztował sporo, a dupy nie urwał. Łagodnie mówiąc.

Jak mam być zupełnie szczery - najlepsza część zaczęła się gdzieś w busie między Zieloną Górą a lotniskiem w Babimoście. W takim Sandefjord w Norwegii czy nawet w holenderskim Eindhoven jest mniej do zobaczenia - a jednak tamte wyjazdy dostarczyły mi dużo więcej radochy, niż ta Zielona Góra ;-)


Może zainteresować Cię też:






Pomimo tego, że większość moich wyjazdów jest zagraniczna, to zwykle udaje mi się wygospodarować kilka dni w roku, żeby odwiedzić mniej znane miejsca w Polsce, bo też mogą być ciekawe! Byłem m.in. w Opolu, Zielonej Górze, Łodzi czy Przemyślu. Aha, jeśli chcesz dowiadywać się o moich podróżach na bieżąco, dołącz do grona fanów na FB (fb.com/zamiedzaidalej). Będzie mi bardzo miło! :)
Share:

2 komentarze:

  1. Czytajac Twój tekst miałam kilka osobistych refleksji.. ;) raz, że Zielona Góre bardzo przyjemnie zapamiętałam. Bardziej dzięki ludziom i sytuacjom, które po prostu działy się w tym całkiem miłym miejscu. Na dodatek w czasie wrześniowego festiwalu wina, z winnymi więc atrakcjami ;) konkurs na najlepsze domowe owocowe wino,, a które mój B. dostał wyróżnienie, oglądanie okolicznych winnic, tropiki w palmiarni, dobry klimat i czas...
    Dwa, że takie małe lotnisko ja znam z Azorów ;) gdzie samoloty z wyspy na wyspę jak międzymiastowe busiki.
    No i trzy, że czuję z Twoje wpisu jednak żal, że tak to się odbyło, a nie inaczej ;) i jakoś widzę w tym siebie i swoje różne decyzje podroznicze, z ktorych nie byłam zadowolona. Ale też myśl, że doświadczenia zawsze uczą - i przychodzi taki moment, po poprobowaniu wielu rzeczy, że po prostu się wie, na czym w podróżach zależy najbardziej.. :)
    Polska nie taka zła. Malomiasteczkowosc ma nie raz Wschodni urok ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ZG nie była zła, to też nie jest brzydkie miasto - jedyne co, to dla mnie była trochę nudnawa ;-) a jak był festiwal wina, to optyka też się trochę zmienia ;-)

      A co do żalu - nie byłem szczególnie zadowolony z przebiegu tej wycieczki. Tj. nie tyle żałuję samego wyjazdu, ale zrobiłbym to trochę inaczej ;-) a małomiasteczkowości mi chwilowo chyba wystarczy przez jakieś pół roku - zwłaszcza, że nie napisałem, że to jest brzydkie, a jedynie, że teraz chcę pojeździć gdzieś indziej ;-) i będę teraz wiedzieć, że bardziej kręci mnie co innego.

      Również pozdrawiam!

      Usuń





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com