28 listopada 2020

Granią Tatr Zachodnich (Suche Czuby i Czerwone Wierchy) [RELACJA]

Pisząc "grań Tatr Zachodnich" będę miał na myśli głównie Suche Czuby (grań między Kasprowym a Kopą) i kawałek Czerwonych Wierchów, bo to one były głównym celem mojej wycieczki - a nie cała grań Zachodnich [która swoją drogą ciągnie się jeszcze dobre 30 kilometrów dalej].

widoki z Kopy Kondrackiej


Kto mnie zna, wie, że po Zachodnich łażę niespecjalnie często. Nawet nie dlatego, że preferuję czy nie, po prostu wybieram głównie Wysokie - bo bardziej spektakularnie, bo łażenie po skałach jest z automatu ciekawsze od łagodnych zielonych pagórów. No... chyba że jesienią, wtedy Zachodnie dostają +100 punktów do atrakcyjności :D

W pewien listopadowy dzień, przy pełnej lampie (godzina 9 am), wysiadam z kolejki na Kasprowym i od razu kieruję się w prawo, w stronę Kopy. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie iść na górującą nad otoczeniem, czarną i trochę groźną Świnicę, ale odpuszczam - miały być Zachodnie, a jak teraz nie pójdę, to grań Zachodnich będzie czekać do następnej jesieni ;-) zamiast tego zwracam się w drugą stronę, teraz przed oczami mam piramidę Goryczkowej Czuby, w dalszej perspektywie rude kopuły Czerwonych Wierchów (nareszcie zasługują na swoją nazwę) i słowackie, bliżej niezidentyfikowane szczyty (przyznam się szczerze, że nie do końca jestem w stanie je rozpoznać i podpisać, stąd nie będę się na to silić). Po prawej oczywiście Giewont - i jakieś niższe, skryte w chmurach pagórki.

oklepany kadr z okolic Kasprowego. Beskid i szlak na Świnicę kusi

czasem skorzystanie z kolejki daje wymierne korzyści

zejście na nielegalną (słowacką) stronę mocy - ponieważ na Słowacji panuje zima i z uwagi na ochronę przyrody nie wolno chodzić po szlakach (ktokolwiek doszuka się w tym logiki i sensu, ma u mnie piwo)

Suche Czuby, Czerwone Wierchy i jakieś bliżej niezidentyfikowane szczyty w tle

Giewont (i gdzieś tam daleko Gubałówka i spółka)

Czerwonym szlakiem przez Suche Czuby jeszcze nigdy nie przechodziłem. Jeden z gorszych błędów w mojej górskiej "karierze" - kompletne nieporozumienie! Jest, kuźwa, pięknie. Trzaskam zdjęcia co chwilę, szlak jest wygodny, nie ma tłoku, do zachodu słońca fura czasu - żyć, nie umierać. Co jakiś czas pokonuję niewielkie skałki, ale poza tym bez pośpiechu wędruję szeroką ścieżką i "zdobywam" kolejne szczyty. Z każdą chwilą kopuły Czerwonych Wierchów przybliżają się coraz bardziej. A kiedy się odwracam, widzę poszarpane Wysokie razem z przebytą przed chwilą granią.

trudności zero

piramidalna Goryczkowa Czuba wybija się z otoczenia


czasami pojawi się skałka, ale jest dalej banalnie łatwo

szlak nie wiedzie bezpośrednio granią, tylko ją trawersuje

rzut oka do tyłu, na Tatry Wysokie (spokojnie, szlak NIE wiedzie skałkami na pierwszym planie :D )

te małe skałki wśród lasu to Nosal

kopuły Czerwonych Wierchów już blisko. Nie wyglądają na szczególnie męczące


Trzy godziny później stoję na zatłoczonej Kopie Kondrackiej. Czas do zachodu zaczyna się gwałtownie kurczyć, a ja zdążyłem odwiedzić już wcześniej najniższy z Czerwonych Wierchów - więc tylko szybkie foty i idę dalej. Na Małołączniak, zachwalany w internetach jako łatwo osiągalne miejsce z zachwycającą panoramą. Kiedy człowiek stoi na Kopie i patrzy na to podejście - łatwo się zdemotywować i odpuścić (co zrobiłem przy poprzedniej wizycie - relacja TU). Zmuszam się. Nie żałuję - widoki z Małołączniaka biją na głowę to, co było widać z najniższego z Czerwonych Wierchów. Głównie dlatego, że panorama jest szersza. Poza tym - szczyt, w przeciwieństwie do Kopy, jest bardzo rozległy, wręcz stworzony do plażingu ;-) robię setki zdjęć, urywa mi głowę, d*pę i nie wiem, co jeszcze! Brakuje mi słów, żeby to opisać (więc najlepiej będzie po prostu pokazać zdjęcia ;-) ):

ten widok nie zachęca

po zejściu z Kopy. Intensywność kolorów zdecydowanie mało listopadowa

Giewont raz jeszcze, zapewne z ludzką kolejką (tj. ja nie zauważyłem, ale źle widzę :D )

na Małołączniaku. Krzesanica wygląda wyjątkowo lajtowo

wspominałem już, że szczyt Małołączniaka jest rozmiarów boiska? ;-)

opad szczęki na Małołączniaku

Początkowy pomysł był taki, żeby schodzić przez Ciemniak do Kościeliskiej, ale brakuje mi już czasu - jest prawie 14, a listopadowe dni są krótkie. Wybieram zatem niebieskie znaki na Przysłop Miętusi (co też w sumie mnie cieszy, bo nie miałem okazji do tej pory iść tym szlakiem). Początek przywodzi na myśl ukraińskie Karpaty, po prawej miga wierzchołek Giewontu, oglądany z zupełnie innej perspektywy, niż normalnie - widać głównie szczyt wśród mocno jesiennych traw, a poniżej niego morza mgieł. Przede mną wyrastająca z chmur Babia Góra, po lewej Zachodnie z przypakowanym Kominiarskim.

początek zejścia. To prostokątne po lewej to Kominiarski

Giewont raz jeszcze, z zupełnie innej perspektywy niż do tej pory

ukraińskie Bieszczady?

Babia Góra wydaje się z tej perspektywy malutka

W pewnym momencie szlak zakręca i zaczyna iść ostro w dół. O ile początek nie jest jeszcze taki zły, o tyle później jest już gorzej - miliardy małych kamyczków irytująco wyjeżdżają spod butów (co implikuje niezłą śliskość...). Wyczekuję łańcuchów. Wreszcie się pojawiają - pochyła skalna płyta zaopatrzona w łańcuch, trochę jak na Giewoncie. I prawie tak samo śliska, jak na Giewoncie - przeszły tędy tysiące ludzi, skała jest wypolerowana jak podłoga w niejednym kościele ;-) później znowu trochę kamyczków, ale zaraz się kończą i zaczyna się las. Gdzieś tam po głowie obija się myślenie, że w lesie, to zawsze się trochę podgoni (a podgonienie byłoby wielce wskazane - do zachodu słońca jest tylko 40 minut), zwłaszcza na zejściu. A figę. Lód na szlaku. I to taki, co go nie widać - a niekoniecznie jest go jak obejść, bo bywa masakrycznie wąsko. A jak nie lód, to błoto. A jak nie błoto, to mokre liście. Na mordowaniu się z tym przejściem schodzi mi blisko godzina (nie brakuje upadków). Zdecydowanie lepiej iść bokiem /mokra trawa/, myślałby kto (!). Więcej tam nie schodzę, a jesienią to już na pewno ;-)

zejście Kobylarzowym Żlebem. Jeszcze nie jest tak źle

miejsce z łańcuchami (raczej łatwe, ale trzeba uważać na a) śliskość skały b) schodzących ludzi, bo mogą zrzucać kamienie)

w żlebie jest masakrycznie krucho, łatwo o poślizg

Myślę "no, to teraz będzie już fajne, szybkie zejście". 30 sekund później leżę na ziemi, a lód jest ciężki do ominięcia. Ale przynajmniej jest dość malowniczo

niebieski szlak z Małołączniaka to dość wąska ścieżka przez las

krwiste niebo na mrocznym Przysłopie Miętusim, godzina 16.30

Ścieżka wydaje się nie mieć końca, mapa uparcie pokazuje, że Przysłop Miętusi to wprawdzie gdzieś tam jest, ale ja mam jeszcze do niego dobry kawałek. Nagle las rzednie - a ja w zapadającym zmroku zjawiam się na przełęczy. Ostatnie zdjęcia baaardzo późnego zachodu słońca i zaczynam schodzenie na Gronik. Po chwili pojawia się nareszcie szutrowa droga (która prowadzi już bez niespodzianek do końca). Pojawia się i mgła - skądś wzięło się to wspomniane wyżej morze chmur ;-) przejście - nawet tak banalnego szlaku - we mgle i w ciemności - to dość odrealnione doświadczenie. Noc, cisza, przede mną tylko mgła i gdzieś poniżej mnie szum potoku. (o dziwo - mój mózg nie dorysowuje niedźwiedzi). No - a potem jeszcze bagatela 40 minut czekania w zamglonych, egipskich ciemnościach na autobus do Zakopca ;-)

Podsumowując: Suche Czuby i Czerwone Wierchy to zdecydowanie jeden z najpiękniejszych szlaków w Tatrach. Trudności żadne, a sama w sobie trasa jest pod względem widoków po prostu przepiękna i nie powinna nikogo wykończyć kondycyjnie (zwłaszcza, jak się podjedzie kolejką ;-) ) - absolutny efekt WOW! Nawet pomimo oblodzeń na zejściu. Zdecydowanie must see dla każdego, kto chodzi po Tatrach (i nie tylko) :-D


Może zainteresować Cię też:

Tatry odwiedzam co roku - to pasmo, w którym jestem najczęściej. Pomimo że niewielkie, jest bardzo różnorodne - począwszy od łagodnych szczytów Tatr Zachodnich, przez zalesione, trochę skaliste regle Nosala czy Sarniej Skały, aż po poszarpane turnie Orlej Perci czy Rysów (ta ostatnia część jest moją ulubioną :D ). Planujesz wycieczkę w nie? Przeczytaj moje teksty o Tatrach. A jeśli Ci się podobało i chcesz więcej informacji - to polub facebookowy fanpage (fb.com/zamiedzaidalej). Będzie mi bardzo miło!
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz





W tej witrynie są wykorzystywane pliki cookie, których Google używa do świadczenia swoich usług i analizowania ruchu. Twój adres IP i nazwa użytkownika oraz dane dotyczące wydajności i bezpieczeństwa są udostępniane Google, by zapewnić odpowiednią jakość usług, generować statystyki użytkowania oraz wykrywać nadużycia i na nie reagować. (więcej informacji w polityce prywatności)

Poznajmy się!

Cześć! Mam na imię Szymon. Cieszę się, że się tu znalazłeś - nie pożałujesz! Znajdziesz tu relacje z moich podróży, praktyczne wskazówki i porady, fotografię podróżniczą i osobiste przemyślenia. Czytaj, oglądaj, inspiruj się i... ruszaj w świat! A jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to zwyczajnie napisz do mnie w komentarzu, na Facebooku czy mailem. (więcej o mnie tutaj)

Wesprzyj mnie lajkiem! :)

Moje artykuły

© Szymon Król / Za miedzą i dalej 2021. Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blog Archive

BTemplates.com