Nad ukraińskie morze z Polski jeździ raczej mało osób. Jeśli mówimy o Europie, to większość wyjeżdża albo do Chorwacji, albo jeszcze bardziej na zachód - Włochy, Francja, Hiszpania... a na ukraińskim wybrzeżu w tej chwili jest dosyć trudno spotkać jakichkolwiek Polaków.
Koło Odessy większość wczasowiczów stanowili Ukraińcy, było też trochę Mołdawian (bliskość tego kraju robi swoje). Tak naprawdę Polacy powinni tam walić drzwiami i oknami. A jednak tego nie robią, jak to jeszcze było kilka lat temu [chociaż też nie na taką skalę, jak do Chorwacji]. Piszę osobno o wybrzeżu, bo ono akurat dosyć się różni od reszty Ukrainy.
1. Dojazd
Pociągiem
Chyba najpopularniejszy i przy tym najtańszy środek transportu na Ukrainie. Ze Lwowa do Odessy jedzie się nocnym pociągiem 12 godzin, a bilet w jedną stronę w najtańszej, trzeciej klasie kosztuje ok. 110 UAH (17 zł), w drugiej - 300 UAH (ok. 40 zł). Trudno mi cokolwiek więcej napisać, bo nie dostałem się tam drogą żelazną.
(aktualizacja, grudzień 2018: kursuje także pociąg bezpośredni z Polski, relacji Przemyśl - Odessa. Koszt biletu to 34 euro w jedną stronę, jeżdżą wagony pierwszej [luks] i drugiej [kupiejny] klasy. Trzecia klasa [płackarta] jest dołączana dopiero we Lwowie)
(aktualizacja, grudzień 2018: kursuje także pociąg bezpośredni z Polski, relacji Przemyśl - Odessa. Koszt biletu to 34 euro w jedną stronę, jeżdżą wagony pierwszej [luks] i drugiej [kupiejny] klasy. Trzecia klasa [płackarta] jest dołączana dopiero we Lwowie)
Autobusem
Jeżdżą bezpośrednie autobusy Warszawa-Odessa, ale czas takiego przejazdu to 22-24 godziny (zależy od trasy). Koszt biletu to ok. 150 zł w jedną stronę. Nie będę się rozpisywać, bo nie korzystałem z tego połączenia.
Samolotem
Z Warszawy do Odessy lata bezpośrednio LOT (ok. 700 zł w dwie strony), ale taniej będzie lecieć Ukraine International Airlines (z przesiadką w Kijowie - ok. 400 - 500 zł; czasem zdarza się promocja). (aktualizacja grudzień 2018: lata także Yanair z Krakowa - bezpośrednio. Ceny kształtują się podobnie, jak u narodowego ukraińskiego przewoźnika). Nie jest to może najtańszy środek transportu, ale jeśli lubimy latać / uważamy, że 4-5 stówek to cena do zaakceptowania / naprawdę zależy nam na czasie - nie ma sprawy. Jak do tej pory nie leciałem w tamtym kierunku.
Samochodem
Jeśli cenimy sobie mobilność (tak jak my), może warto pomyśleć o wyjeździe nad ukraińskie morze autem. Odległość jest porównywalna do tej nad Morze Adriatyckie (z Krakowa jakieś 1100 - 1200 km), a jakość dróg nie wszędzie jest zła. No ale jeśli samochód, to trzeba wybrać też trasę. Tradycyjnie proponuję trzy:
Trasa nr 1 - przez Ukrainę
Najprostsza i chyba najbardziej logiczna droga, dla osób, które chcą zrobić jak najszybszy tranzyt. Z Krakowa musimy kierować się na wschód, do przejścia granicznego w Korczowej (uwaga, może być spora kolejka), a następnie drogą M10 do Lwowa. Jedyne, co może trochę drażnić, to charakterystyczne "progi zwalniające", ale nie jest ich jakoś szczególnie dużo.
Potem droga zmienia numerację na H02 (na odcinku Lwów-Tarnopol), a od Tarnopola aż do Umania jest oznaczona jako M12. Ten fragment znam stosunkowo najsłabiej z całej trasy - na tym jego fragmencie, którym jechaliśmy [Tarnopol-Chmielnytskyj] zasadniczo nawierzchnia jest OK, czasem mogą pojawić się dziury, jak to na wschodzie. aktualizacja (grudzień 2018): odcinek Tarnopol - Winnica jest lekko podziurawiony, ale bez tragedii. Za Winnicą jakość drogi się pogarsza, w lecie 2018 na jednym z odcinków 2/3 nawierzchni była błotna (bez asfaltu), ale za w okolicach Umania asfalt był zmieniony na nowy.
W Umaniu wjeżdżamy już na dwupasmówkę Kijów - Odessa. Teraz mamy już prościutką, piękną trasę szybkiego ruchu (co ważne - całkowicie bezpłatną!) i możemy dojechać aż do Odessy.
Opłaty drogowe: brak
Przejścia graniczne (w jedną stronę): 1 [Polska-Ukraina]
Trasa nr 2 - przez Mołdawię
Do Lwowa trasa jest taka sama, jak wyżej. Jednak zamiast na Tarnopol, kierujemy się w stronę Iwano-Frankiwska (przez Rohatyn albo przez Stryj), a potem Kołomyi i Czerniowców. Droga nie jest najgorsza, generalnie jest raczej szeroko i trochę dziur. W Czerniowcach odbijamy w stronę Mamałygi/Crivy, czyli przejścia granicznego...
...tak, za chwilę wyjedziemy z Ukrainy, pomimo tego, że udajemy się na jej wybrzeże. Wjeżdżamy do Mołdawii. Główną arterią i jedną z najlepszych dróg tego kraju jest M14 z Crivy do Kiszyniowa, którą powinniśmy raczej szybko pokonać.
Przyznam się bez bicia, że dalszej trasy przez Mołdawię najzwyczajniej w świecie nie znam, ale raczej nastawiałbym się na dziury. Oczywiście moglibyśmy jechać niezłą drogą przez Dubasari (Naddniestrze) i autostradą do Odessy, ale osobiście odradzam ten wariant, bo trzeba się liczyć z ewentualną koniecznością wręczenia wziatki (łapówki), która może uszczuplić portfel nawet o kilkadziesiąt dolarów. Dlatego też pozostajemy przy ominięciu Naddniestrza dołem (tzn. przez Palancę). A stamtąd do Odessy już droga jest prosta.
Generalnie tę trasę polecałbym raczej osobom, które lubią wschodnie klimaty i miasta. Z racji konieczności pokonania 3 przejść granicznych, stosunkowo słabych dróg i kilku ciekawych miast po drodze (na Ukrainie: Iwano-Frankiwsk i Czerniowce, w Mołdawii: Balti i Kiszyniów) to nie jest trasa stworzona do szybkiego tranzytu - myślę, że rozsądnie byłoby ją rozłożyć na ok. 3 pełne dni. A jeśli wybierzemy właśnie ją, może warto by było rzucić okiem na mołdawskie informacje praktyczne?
Opłaty drogowe: 4 EUR za mołdawskie drogi
Przejścia graniczne: 3 [Polska-Ukraina, Ukraina-Mołdawia, Mołdawia-Ukraina]
Trasa nr 3 - przez Rumunię
Wybierając ten wariant, już w Krakowie kierujemy się w zupełnie inną stronę. Nie w stronę Ukrainy, ale... na Słowację. Rozpoczynamy jazdę zakopianką (polecam wyruszenie z Krakowa wcześnie rano - wtedy, nawet jeśli to sobota, unikamy korków) i w Nowym Targu skręcamy na drogę nr 49 do Jurgowa, gdzie znajduje się pierwsza granica na naszej trasie.
Na Słowacji z początku będą nam towarzyszyły widoki na Tatry, ale gdzieś w okolicach Popradu góry znikną nam z oczu. Będziemy musieli przejechać przez miasto (co powinno być szybkie i bezproblemowe, nam nigdy nie trafiły się tam korki) i wyskoczyć na drogę nr 67 do Rożnawy. Po drodze będziemy mieli trochę serpentyn wśród zalesionych wzgórz, ale droga będzie w dalszym ciągu świetnej jakości.
W Rożnawie skręcamy na drogę nr 16 w kierunku Tornali, a potem, w miasteczku Plesivec - do Dlhej Vsi. Przekraczamy bez kontroli kolejną granicę i jesteśmy na Węgrzech. Jedziemy w stronę miasteczka Kazinbarcika, a stamtąd do Miskolca.
Pomiędzy Miskolcem a Debreczynem teoretycznie da się jechać autostradą, ale moim zdaniem jest to totalnie nieopłacalne, dlatego lepiej skorzystać z równoległej szosy nr 35. Ostatnie kilometry na Węgrzech to drogi nr 47 i 42, którymi musimy dojechać do przejścia granicznego Artand-Bors.
Prawdopodobnie będzie bardzo duży ruch, w końcu to jedno z głównych przejść granicznych. Węgrzy i Rumuni patrzą tylko w paszporty (niestety, nie dają pieczątek :/ ), ale zaraz za przejściem pojawia się kolejna ważna rzecz - tak zwana rovinieta - w Rumunii poruszanie się po wszystkich drogach wymaga winietki. Kosztuje 13 RON (ok. 13 zł) na tydzień i można ją kupić na granicy albo na stacji benzynowej. Lepiej mieć, bo na rumuńskich drogach są rozmieszczone bramki, które sprawdzają, czy ją wykupiliśmy... jeśli nie, dostaniemy do domu mandat.
Na rumuńskim odcinku trasa jest w sumie dosyć logiczna i liniowa, ale za to przebiega obok różnych fajnych miejsc, których grzechem byłoby nie odwiedzić. Pomijam duże miasta (Oradea, Cluj-Napoca i Brasov), bo po prostu w nich nie byłem.
Na początku Turda. Kopalnia soli, w której wydobywano ją już od średniowiecza aż do lat 30. XX wieku - a w tej chwili jest tam podziemny park rozrywki i kilka innych rzeczy. Według mnie ta kopalnia to jedna z najciekawszych atrakcji turystycznych Rumunii. Fajnie, że powstało coś takiego (jak sobie porównam np. z Wieliczką - to Turda zdecydowanie wygrywa)
Następne rzeczywiście warte zobaczenia miejsce to Sighisoara, miejsce urodzenia Draculi, dokładnie w środku kraju. Ale oprócz "draculowego" klimatu, ma też jeszcze jedną ważną zaletę - to po prostu piękne, średniowieczne miasteczko. Co prawda zjeżdża tam coraz więcej ludzi i pojawia się badziewie, ale mnie się bardzo podobało! [byliśmy 3 razy]
Z Sighisoary czeka nas dosyć długa droga - przez Sinaię (podgórski kurort, trochę jak nasze Zakopane - w sumie nic ciekawego) i Ploiesti do okolic Buzau. Jednak nie rozchodzi się tu o miasto, a o położone 25 km od niego wulkany błotne - Vulcanii Noroiosi, o których jakiś czas temu pisałem.
A po wulkanach, na rumuńskim odcinku trasy nie będzie już raczej niczego, co byłoby warte uwagi. Za to ciekawą rzeczą okaże się... jej mołdawska część! Tak, wiem, trasę przez Mołdawię pokazałem wyżej. Tyle że żeby było zabawniej, w tym regionie nie ma bezpośredniego przejścia Rumunia/Ukraina. W efekcie musimy przejechać 3 kilometry w Mołdawii, żeby przedostać się między tymi dwoma krajami. Tutaj potraktuję temat raczej skrótowo, bo można by było z tego zrobić odrębny artykuł (a nie chcę tu mieszać).
Ostatnie 300 kilometrów musimy pokonać na Ukrainie. Główna droga miejscami jest dziurawa... czasem tak bardzo, że ludzie wyjeździli objazdy dziur, po których pędzą 100 na godzinę ;) ale zasadniczo powinna być możliwa do przejechania. A jeśli ktoś uważa, że nawierzchnia jest kiepskiej jakości, to zapraszam na mołdawską drogę Cimislia-Giurgiulesti, na przejechanie 160 km potrzebowaliśmy 7 godzin. I wtedy pogadamy ;) (aktualizacja grudzień 2018: mołdawskie drogi już wcale nie są takiej złej jakości)
Przez Rumunię polecałbym jechać tylko wtedy, kiedy rzeczywiście mamy na to czas. Chociaż to tylko 1600 km, to może zająć całkiem sporo! Uwielbiamy ten kraj i jeśli przez niego jedziemy, to w zasadzie byłoby grzechem nie pozwiedzać. (zobacz też: Rumunia praktycznie)
Opłaty drogowe: 13 RON za rumuńskie drogi, 4 EUR za przejazd przez Mołdawię (tak, musimy je zapłacić, nawet w czasie tak krótkiego tranzytu)
Przejścia graniczne: 3 [Węgry-Rumunia, Rumunia-Mołdawia, Mołdawia-Ukraina]
Przez Rumunię polecałbym jechać tylko wtedy, kiedy rzeczywiście mamy na to czas. Chociaż to tylko 1600 km, to może zająć całkiem sporo! Uwielbiamy ten kraj i jeśli przez niego jedziemy, to w zasadzie byłoby grzechem nie pozwiedzać. (zobacz też: Rumunia praktycznie)
Przejścia graniczne: 3 [Węgry-Rumunia, Rumunia-Mołdawia, Mołdawia-Ukraina]
2. Spanie
Kiedy już dotarcie na miejsce mamy za sobą, wypadałoby pomyśleć, co dalej ze sobą zrobić - oczywiście chyba najważniejsza sprawa to znaleźć jakieś miejsce do spania. Z wiadomych przyczyn pomijam hotele i ośrodki wypoczynkowe, w końcu zakładamy, że wyjazd powinien być niskobudżetowy.
Chyba jedną z popularniejszych opcji jest wynajęcie pokoju (komnaty), w zasadzie połowa mieszkańców nadmorskich osiedli zajmuje się właśnie czymś takim. Nie sprawdzałem cen, ale raczej nie powinny zrujnować nam portfela.
Alternatywa to campingi i... spanie na dziko. Na tych pierwszych opłata potrafi być naprawdę symboliczna (my płaciliśmy... 1,23 zł), co po części wynika z niskiego kursu hrywny. Oczywiście nie są to campingi podobne np. do tych w Chorwacji /które są wręcz koszmarnie drogie/, tylko po prostu pola namiotowe na klifie nad morzem, bez elektryczności i ze sławojką. Słowem, są najbardziej minimalistyczne, jakie tylko mogą być. Spaliśmy na takim i wcale nie było źle! W zasadzie noclegi na dziko w tamtym regionie są dosyć podobne, prawie nie ma różnicy.
W zasadzie nie ma znaczenia, którą miejscowość nadmorską wybierzemy - odradzałbym tylko okolice Zatoki, bo to jedna wielka imprezownia. No chyba, że lubimy dyskoteki, to wtedy Zatoka nada się idealnie.
3. Jedzenie
Południe Ukrainy to region owoców i w lecie one są chyba najlepszym jedzeniem. Słodkie (momentami robi się niedobrze, zwłaszcza po sporej ilości winogron), smaczne i tanie. Za 8 kg arbuza zapłaciliśmy... 41 UAH, czyli trochę ponad 6 zł! To chyba mówi samo za siebie.
Nie samymi owocami jednak człowiek żyje i wypadałoby zjeść coś konkretnego. Oczywiście do dyspozycji mamy przede wszystkim kuchnię wschodu - praktycznie rzecz biorąc, taką jak w Rosji. Jej jedyny minus jest taki, że nie należy raczej do lekkich - za w miarę sensowne jedzenie latem można uznać głównie zupy, bo są chyba jednymi z lżejszych dań wschodniej sztuki kulinarnej. Niestety, nie są to już tak groszowe sprawy, jak owoce - ale nadal jest to dosyć tanie i bardzo smaczne.
O mamo! Jakie arbuzy !!! Ukraina ogólnie pod względem gastronomicznym daje bardzo radę ! O Oddesie muszę koniecznie pomyśleć:)
OdpowiedzUsuńdaje radę, to prawda! :D a ukraińskie owoce są pyszne, byle nie za dużo ;)
UsuńNa Ukrainie byłam kilka razy jako dziecko, pamietam ciepło i hektary zielonych pół, ale nigdy nie dotarłam na ukraińskie plaże. Całkiem fajnie tam. Drogę do Lwowa z ostatniej wyprawy kilka lat temu raczej nie miło wspominam . Asfalt jak szwajcarski ser więcej dziur nie widziałam nigdzie. Lwów piękny choć trochę prosił się o lifting. Kijów i Winnice wspominam miłej.
OdpowiedzUsuńja w Winnicy jeszcze nie byłem, w Kijowie średnio, we Lwowie super :) a droga granica-Lwów jest z Korczowej całkiem dobra, nie wiem, jak z innych przejść (no dobra, z Krościenka to jest w zasadzie 120 km dziur).
UsuńMieszkałam rok na Ukrainie i to właśnie w Odessie. Szkoda, że nie napisałeś o jedzeniu typowo odeskim, np. kiszone pomidory czy właśnie arbuzy! Nie mniej fajnie, że w końcu ktoś opisał dojazd do tego miasta. Istnieje także autobus jeżdżący z Warszawy do Odessy, ale ma zmienne rozkłady jazdy. Mam nadzieję, że moja ukochana Odessa i Morze Czarne przypadły Ci do gustu! ;)
OdpowiedzUsuńo kiszonych pomidorach w ogóle nie wiedziałem. No a arbuzy na wybrzeżu Ukrainy są pyszne :) i tak, te okolice bardzo przypadły mi do gustu, generalnie było fajnie, spokojnie i niedrogo :)
UsuńW Odessie specjalizują się w kiszeniu pomidorów. Następnym razem spróbuj tycz czerwonych. Zielone kiszone pomidory też są smaczne. A co do arbuzów, chodziło mi o to, że arbuzy też właśnie kiszą ;)
Usuńkiszone arbuzy? :D no to już w ogóle kosmos! ;)
UsuńWitam Soniu. MOze masz jakies fajne i tanie miejscówki dla ok 10osób dorosłych i 10 dzieci. co mozesz polecic w Odessie blisko moza . mozna prosic o twój email
Usuńo ile pamiętam, adres bloga Soni to https://jarzabki.pl/ [może to coś pomoże]
UsuńWłasnie Wschód to kierunek mojej kolenej podróży :) A dokładniej Ukraina i Mołdawia, aczkowiek Rumunia tez mnie kusi i to bardzo! :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwszystkie te 3 kraje są super! najbardziej różnorodna jest chyba Rumunia (i w sumie chyba tam było najfajniej), a Mołdawia i Ukraina mają u mnie ex aequo 2. miejsce :)
UsuńKolego jeśli chcesz polecać trasę przez Rumunię to żeby ominąć karpaty przez które trzeba jechać nawet 7 godzin
OdpowiedzUsuńJest przejście graniczne Ukraina Rumunia w miejscowości seret potem suczawa Iasi i do Mołdawi chyba że ktoś chce widoki podziwiać to warto przejechać przez góry a jeśli już rumunia to lepiej pojechac do Konstanty w Rumunii niż do Odessy Trasa Warszawa Lwów Ivano-Frankowsk Kołomyja Czeniowce Seret Suczawa Konstanta trasa prawie cała bez niespodzianek 1400 km paliwo na ukrainie najtaniej 3,2 nocleg polecam w Czerniowcach
a) Karpaty rumuńskie (ukraińskie też) moim zdaniem są bardzo fajne, ale trasy Transalpina i Transfogaraska (zwłaszcza ta druga) są chyba najbardziej czasochłonne - więc nie poprowadziłem przez nie trasy (ale przejazd przez Predeal, który zaproponowałem, jest dość szybki - nam przekroczenie Karpat w tym miejscu zajęło godzinę).
Usuńb) jeśli jedziemy przez Mołdawię, to Ukraina-Rumunia-Mołdawia jest trochę bez sensu (jedna granica więcej... no chyba, że chcemy zwiedzać w RO/mamy sporo czasu)
c) mnie bardziej podobało się na ukraińskim wybrzeżu, niż w okolicach Konstanty (powiedziałbym, że spośród Ukrainy, Rumunii i Bułgarii, w Rumunii jest najmniej ciekawy kawałek czarnomorskiego wybrzeża)
d) trasę do granicy UA/RO pokazałem w poradniku trasowym na Bałkany, bo moim zdaniem lepiej ją wykorzystać przy jeździe gdzieś dalej na południe, np. do Bułgarii
e) fakt, paliwo jest najtańsze na Ukrainie (zwłaszcza w porównaniu z rumuńskim...). A nocleg - to już zależy, jak komu się jedzie (my akurat nie spaliśmy w Czerniowcach)